Autor - Hanna Dzielińska
Król Stanisław August, bo dla niego powstała ta rezydencja, upatrzył sobie na letnią siedzibę inne miejsce – potężny, majestatycznie wznoszący się na skarpie Zamek Ujazdowski. Ale jego przebudowa trwała tak długo, że monarcha dał za wygraną i ostatecznie zdecydował się na teren położony poniżej. Prace trwały ponad dwie dekady, ale efekt był piorunujący. Zapraszam na krótki przegląd kilku łazienkowskich ciekawostek.
O tym, że Stanisław August Poniatowski kochał sztukę i wspierał artystów, słyszałeś na pewno. Zapraszał ich co czwartek (zawsze trochę inny skład) na obiady, które zimą wydawano w Zamku Królewskim, a latem tutaj – w efektownej jadalni Pałacu Na Wyspie. Artyści, chcąc się odwdzięczyć, nierzadko przynosili swoje prace: dramaturgowie – sztuki teatralne, muzycy – partytury, a malarze – obrazy. Tak rosła królewska kolekcja, by wreszcie osiągnąć imponującą liczbę prawie trzech tysięcy dzieł sztuki.
Ale czy wiesz, że ulubione dzieła Stanisław August kazał wykonywać podwójnie? A dokładniej – w wersji miniaturowej, by zmieściły się do skromniejszych niż Zamek łazienkowskich pokoi. Dzięki temu mógł je podziwiać przez cały rok.
Taki los spotkał wyjątkowy obrotowy (rotacyjny) zegar zdobiący wnętrze Sali Rycerskiej w Zamku Królewskim. Figura starca przedstawia Chronosa, boga czasu, a tarczą zegara jest taśma, przesuwająca się po nieboskłonie, umieszczonym na boskich plecach. Wskazówką zegara jest trzymana przez Chronosa kosa. Łazienkowski posąg to miniaturowa kopia rzeźby z Zamku, ale i tu – symbolicznie – po wojnie zatrzymano wskazówki zegara na 11.15. Czemu? To godzina, o której pierwsze bomby zapalające spadły na Zamek (działo się to 17 września 1939 roku), zatrzymując zegar na zamkowej wieży.
XVIII wiek to okres fascynacji starożytnością. Powód? Na półwyspie Apenińskim dokonano niezwykłego odkrycia: na światło dzienne wyciągnięto pozostałości trzech miast zasypanych w 79 r.n.e. przez wybuch Wezuwiusza. Były to Pompeje, Herkulanum i Stabiae. Tak rozpoczęła się moda na antyk. Uległ jej również Stanisław Kostka Potocki, właściciel Wilanowa, ale o tym opowiadam w innym artykule. My wracamy do Łazienek.
Kogo było stać, wysyłał swoich współpracowników w miejsca wykopalisk archeologicznych (wkrótce prowadzonych w wielu miejscach basenu Morza Śródziemnego i Bliskiego Wschodu), by przywozili zabytkowe artefakty.
Władcy dysponujący mniejszą ilością gotówki (patrz: ostatni król Polski, właściciel Łazienek Stanisław August Poniatowski) radzili sobie inaczej: oni zatrudniali kopistów, którzy podglądali archeologów i precyzyjnie odrysowywali to, co było wyciągane z ziemi. Po powrocie monarcha przeglądał setki rysunków i wybierał te, które kierował do realizacji. Jeśli nie było możliwości wysłania swojego posłańca – podpierano się wzornikami. Tak stało się w przypadku amfiteatru (czyli położonego w plenerze teatru na wyspie. zaraz przekonasz się, że to niejedyna scena, jaką dysponowały Łazienki Królewskie).
Ale ale: zarówno w Grecji, jak i w Rzymie dominującym materiałem budowlanym był kamień i glina. Na Mazowszu kamieniołomów za to – jak na lekarstwo, za to nieprzebrane lasy. I to właśnie z nich czerpano budulec: to, co oryginalnie było kamienne, w Łazienkach często jest drewniane.
Nie wierzysz? Podejdź w takim razie kiedyś do Świątyni Sybilli (Diany) i postukaj w kolumny. Prędko się przekonasz, że nie wszystko jest tym, na co z daleka wygląda?.
Więcej tajemnic starożytności odkryjesz na spacerze międzymiastowym (klik):
3. Natura vs. sztuka
Łazienki Królewskie były rezydencją, która służyła ostatniemu polskiemu monarsze latem. Jej ozdobą były drzewka pomarańczy, na zimę pieczołowicie chowane pod dachem, w ciepłym miejscu z wielkimi oknami. Mówiąc dzisiejszym językiem: w szklarni. To właśnie zaprojektowana Dominika Merliniego budowla, do której wnętrza koniecznie powinieneś się udać.
Jeśli byłeś już w podparyskim Wersalu, być może znajdziesz tu pewne rozwiązania, przypominające tamtejszy pałacyk Grand Trianon. Jeśli nie – trudno, i tak wyjdziesz oczarowany. Dziś mieści się tu Królewska Galeria Rzeźby, a w niej zarówno posągi z czasów Stanisława Augusta, jak i kopie figur antycznych. Niektóre – np. Grupę Laokoona – na pewno kojarzysz, to klasyka starożytnej sztuki rzeźbiarskiej.
Przed kilkoma laty na północnej ścinanie Starej Pomarańczarni odkryto wyjątkowe malowidło pejzażowe. Czemu wyjątkowe? Bo dotąd uważano, że ten projekt Jana Christiana Kamsetzera pozostał tylko w fazie planów. Dziś wiemy, że było inaczej, a praca przedstawia najprawdopodobniej plan przebudowy, czy raczej nowej aranżacji kolumnad Pałacu Na Wodzie.
Wnętrze robi wielkie wrażenie, jeśli tu nie byłeś, czym prędzej powinieneś to nadrobić (w czwartki wstęp jest wolny).
Do Pomarańczarni przylega też inna perełka: wykonany (wewnątrz) w całości z drewna Teatr Stanisławowski. Zważywszy zarówno na łatwopalne właściwości drewna, jak i burzliwe dzieje Warszawy, sam przyznasz: to cud, że scena stoi ponad 200 lat. Jest zresztą jedną z nielicznych XVIII-wiecznych, zachowanych dworskich scen.
Kiedy go zakładano, zapisano, że ta część budowli była Komedialnią z mieszkaniami dla komediantów destynowaną. Jeśli spojrzysz nad widownię, dostrzeżesz na plafonie powożącego kwadrygą Apollina, opiekuna sztuk. Czy wymalowany przez Jana Bogumiła Plerscha bóg ma twarz Stanisława Augusta? Oceń sam.
Ale ale: spójrz, w lożach siedzą ludzie! To udatnie podpatrzone sceny z życia XVIII-wiecznej publiczności. Któraś z pań obmawia konkurentkę, sumiasty jegomość sprawdza, kto właśnie wszedł do teatru. Prawdziwe cudo!
Co więcej, w pomieszczeniu maszynowni zachowała się kolejna atrakcja: drewniana rynna do… „robienia grzmotów”. Jak osiągano taki efekt? Wrzucając do niej kamienie!
Przez długie lata wnętrze – z powodów przeciwpożarowych – nie było udostępniane, ale od pewnego czasu można tu niekiedy trafić na galę, spektakl czy rozdanie nagród.
Wenecja, Rzym i Orient w jednym miejscu? A czemu nie! Łazienki Królewskie oferują również takie atrakcje. Znajdziesz je w pałacu Myślewickim, przeznaczonym oryginalnie, jak się powszechnie przyjmuje, dla księcia Józefa Poniatowskiego. Choć tak naprawdę najpewniej król szykował tę budowlę na swoją siedzibę i dopiero kiedy zmienił zdanie, trafiła w ręce ukochanego bratanka.
W okresie międzywojennym jednym z mieszkańców pałacu była inna barwna postać, osobisty adiutant marszałka Józefa Piłsudskiego, generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Czemu? Nieopodal były stajnie szwoleżerów, którymi dowodził. To przecież to nie kto inny, tylko „piękny Bolek” był autorem powiedzenia „Bo w sercu ułana/gdy je położysz na dłoń/ na pierwszym miejscu panna/ a przed nią tylko koń”.
W pałacu – oprócz widoków miast Italii – są też całkiem praktyczne elementy wystroju, ot choćby dyfuzor do perfum czy…winda wożąca potrawy do znajdującej się na piętrze jadalni. ⠀
Ciekawe, czy przywoziła też ciepłe dania Chińczykom i Amerykanom, którzy w czasach głębokiego PRL-u właśnie tu, w sposób tajny i poufny, rozmawiali o losach świata. W ciągu dwunastu lat przedstawiciele Pekinu i Waszyngtonu spotkali się w tym położonym na uboczu (tak Łazienek, jak , i Europy) pałacyku, bagatela, kilkadziesiąt razy!
Udało mi się Cię zaintrygować? W takim razie zapraszam na spacery międzymiastowe (warszawsko-rzymskie, online) albo bardziej tradycyjne wycieczki prywatne. Podczas jednej z nich mogę pokazać Ci również Łazienki Królewskie.
O pozostałych rezydencjach królewskich przeczytasz tu: o Wilanowie (klik)
Kontakt