Autor - Hanna Dzielińska
Przez pewien czas myślałam, że zagadki cieszą (i aktywizują) tylko malców. Ale nie byłabym sobą, gdybym – ot tak, z ciekawości – w pewnym momencie nie sprawdziła, czy przypadkiem nie jestem w błędzie. Być może impulsem do spróbowania była wizyta na trzydziestym którymś piętrze jednego z wieżowców, gdzie sprawdzano, czy nadam się na przewodnika dla ważnego gościa.
Już wyjaśniam: z zasady nie biorę udziału w castingach na przewodnika (tak tak, coś takiego istniej) i tym razem też nie miałam tego w planach. W rozmowie telefonicznej odmówiłam więc grzecznie, acz stanowczo, takiej propozycji i zapomniałam o sprawie. A chodziło o niezwykle wpływowego właściciela banków na całym świecie.
Po paru dniach znów zadzwonił telefon w tej samej sprawie. Okazało się, że skoro ja nie chcę, to potencjalny zleceniodawca… tym bardziej widzi mnie w roli przewodnika. Usłyszałam, że casting w sumie nie jest potrzebny, choć poproszono mnie na spotkanie z właścicielem firmy, do której przyjeżdżał VIP. Na pytanie, co chcę mu pokazać, odrzekłam: i tu zapewne spytam o to, ile murów otacza Starą Warszawę [podpowiem Ci, jeśli nie bywasz – dwa, nie da się ich nie zauważyć], na co reakcja była następująca. „ooo nie, na to nie możemy sobie pozwolić, a co jeśli pan X nie będzie wiedział/widział. Dopiero się zdenerwuje!”. Zamarłam i z trudem powstrzymałam się choćby od uśmiechu.
I jak możesz się domyślić, podczas wycieczki jednak zadałam to pytanie, a słynny bankier z uśmiechem na ustach odpowiedział nie tylko na tę, ale i na inne zagadki. Wtedy już wiedziałam na pewno: bankier czy artysta, dorosły czy malec, quizy i zagadki lubi większość z nas. Czy gdyby było inaczej, Instagram – który przecież wie o nas prawie wszystko – wprowadzałby quizy do InstaStories?
Z czego wynika miłość do gier i zagadek? Zapytałam o to kilka znawczyń tematu (bo na co dzień zajmują się najbardziej wybrednymi „klientami” czyli młodzieżą) i o to, co usłyszałam:
Jako nastolatka uwielbiałam podchody! To chowanie się, skradnie, dreszczyk emocji i chęć zwyciężenia przeciwnika to jeden z zapachów moich harcerskich czasów – to odpowiedź krakowskiej nauczycielki z wielkim doświadczeniem, pani Aliny.
W grach jest element przygody, niewiadomej, arbiter też może być przechytrzony – a to już głos Julity, charyzmatycznej nauczycielki z Warszawy.
I o to chodzi. Stąd zapewne taka popularność gier miejskich, według mnie będących po prostu nową nazwą na stare dobre podchody. Z jednakowym zapałem, przynajmniej u mnie, angażują się w nie grupy z dużych firm czy uczelni, szukające pomysłu na kreatywną i wartościową poznawczo integrację, jak i szkoły czy przedszkola.
Grunt, żeby nie były to łatwe do znalezienia w Google informacje, a prawdziwe wyzwania, a jeśli przy tym można zrobić coś, co na co dzień może nam nie przystoi (np. nauka menueta czy kalambury), tym lepiej. Powiem Ci, że widok poważnych na co dzień biznesmenów czy urzędników, którzy z szelmowskim uśmiechem wcielają się w rolę łazienkowskich posągów czy z błyskiem w oku oglądają za siebie, żeby wyprzedzić przeciwnika to coś, co zawsze bawi mnie do łez. Tak pozytywnie, rzecz jasna.
A co, jeśli nie pracujemy w wielkiej firmie, nie śledzimy piętnastu instytucji, czy aby nie organizują w weekend gry miejskiej, dzieci nie mamy albo… nie chcą nas zabierać na gry, bo psujemy im zabawę? Długo zastanawiałam się, czy coś da się na to zaradzić i okazało się, że jak najbardziej.
Inspirację znalazłam zresztą…w Paryżu! A co, jest się w końcu światowcem?. Przypomniałam sobie, jak przed laty biegałam po tym mieście z wypiekami na twarzy, szukając okrągłych, malutkich płytek z brązu – czasem wmurowanych w schodach, czasem między parkowymi ławkami czy pod stołem kawiarenki. Wszystkie one wyznaczały linię południka zerowego wyznaczonego na początku XIX wieku przez François Arago. Niedługo potem odkryłam, że takich zapaleńców jak ja musi być więcej, bo w lokalnych księgarniach bez trudu można było znaleźć gry pełne podchodów dla dorosłych (i to całkiem indywidualnych).
Dziś – lata całe po tym wiekopomnym odkryciu ?– mam na koncie niezliczone tego typu spacerowniki-podchody m.in. po Mokotowie, Ursynowie i całą serię o żydowskiej Warszawie. Pomijam oczywiście gry dla dzieci, choć jest ich cała masa – m.in. po bulwarach, Starówce i Trakcie Królewskim, ale to inna historia.
Jeśli oglądasz na YouTube kanały popularno- naukowe, wiesz o czym mówię. Przecież nie włączasz ich tylko dlatego, że brak Ci szkoły i chcesz się czegoś nauczyć. Infotainment (czyli informacjo-rozrywka) już od lat podbija telewizje, dostarczając, jak sama nazwa wskazuje, nie tylko rozrywki, ale i wartościowej wiedzy.
Dzięki temu masz poczucie, że wcale-nie-przebąblowałeś-kolejnej-godziny-przed-ekranem bo przecież w tym czasie stałeś się specem od uzbrojenia starożytnych Spartan czy królewskich zwyczajów na dworze Wettynów?. Co więcej, możesz mieć rację: na kilka błyskotliwych anegdotek przy kolejnym firmowym spotkaniu na pewno wystarczy Ci pomysłów!
Tak samo traktuję swoje wycieczki: jako czas, kiedy pod pretekstem wciągających dykteryjek i mimochodem wrzucanych zagadek tak naprawdę przekazuję całkiem sporo ciekawostek, które inspirują do samodzielnego wgryzania się w temat. A że tak jest, świadczą maile, jakie dostaję po wycieczce: co i raz są tam prośby o listę książek, które warto by przeczytać, żeby zgłębić ten czy inny temat poruszony podczas spaceru. Bo że nie dowiadujesz się wyłącznie o Warszawie, to chyba się domyślasz!
Ta różnorodność jest czymś, co sprawia, że każda nowa wycieczka, każdy quiz czy artykuł to dla mnie samej nowa przygoda. Być może jest tak, bo moim pierwszym zawodem jest dziennikarstwo. W tej profesji ważne jest, by potrafić coś powiedzieć w miarę składnie na dowolny temat, a specjalizacja przychodzi z czasem.
Nota bene: mój mistrz Grzegorz Miecugow był zresztą zdania, że i tu konieczny jest płodozmian. Ci, którzy od lat zajmują się zdrowiem, powinni szybko trafić do działu sportowego, a spece od dziennikarstwa ekonomicznego co pewien czas, dla higieny psychicznej ale i świeżości spojrzenia, powinni po jakimś czasie zająć się np. polityką.
Staram się tak właśnie robić i podczas jednego spaceru sprawnie przeskakiwać po tematach. I wyłapywać informacje nieoczywiste, zaskakujące, zabawne – w sam raz takie, żeby było czym błysnąć na rodzinnym obiedzie?. Znajdziesz je w moich quizach, artykułach, książkach i na wycieczkach.
Które z nich najszybciej przekonają Cię do Warszawy? Pewnie zależy to od Twojego temperamentu: jeden woli czytać, inny oglądać, ale na początek proponuję zacząć od quizów. Powód? Pamiętając przypisywane Konfucjuszowi słowa: Powiedz mi, a zapomnę. Pokaż mi, a zapamiętam. Pozwól mi zrobić, a zrozumiem, zamiast opowiadać, dostajesz do ręki zadania, dzięki którym sam zmierzysz się z tematem. A co z nimi zrobisz, to już zależy tylko od Ciebie.
Aha, gdybyś chciał przekonać się, czy wkręcisz się w poznawanie Warszawy poprzez łamigłówki, zapraszam Cię do zapisu na cotygodniowe Niespodzianki Hanki dla ciekawych świata.. Znajdziesz tam coś, co pozwoli Ci się sprawdzić.
Kontakt