Eventy firmowe i niezapomniane imprezy w unikatowym wydaniu

Aleja Szucha bez tajemnic. Dzieje pewnego pałacyku cz.2

Imprezy, eventy, wycieczki, przewodnik po Warszawie . Hanka Warszawianka.
23 listopada 2023

Autor - Hanna Dzielińska

Aleja Szucha to przestrzeń obfitująca w siedziby państwowych instytucji, urzędów i ministerstw. Ale między nimi ukrywają się takie perełki, jak pałacyk Gawrońskich pod numerem 6. Pierwszą część jego historii opisałam dwa tygodnie temu, dziś pora na kolejną. Tym razem opowiem Ci, jak włoscy faszyści wpłynęli na rozwój warszawskich kawiarni i jakie gazety czytał przystojny dyplomata.

 

 

Wachlarze pięknych pań

W 1923 roku długi rodziny Potockich wobec Polskiego Banku Krajowego sięgnęły ponad miliona złotych. W tej sytuacji, by wyjść z ambarasu z twarzą, nie było innego wyjścia, jak pozbyć się na rzecz wierzyciela jednej ze swoich rodowych posiadłości. Padło na przyuliczny pałac Tyszkiewiczów-Potockich wzniesiony w XVIII wieku przy Krakowskim Przedmieściu. Przenoszony ze Lwowa bank, po przekształceniach własnościowych działający już pod nazwą Banku Gospodarstwa Krajowego, przejął pałac, by uczynić zeń jedną z siedzib swojej centrali. Jak wpływa to na mieszkańców pałacyku Gawrońskich (aleja Szucha 6)? Przekonajmy się.

 

 

W zapisie o przejęciu czaiła się pułapka: w protokołach przejęcia nieruchomości zapisano, że BGK nie może swobodnie dysponować pałacem, póki nie dożyje swoich dni sędziwa hrabina Eugenia Potocka. Na mocy porozumienia rezydentka – często spotykana w jeszcze w czasach Drugiej Rzeczpospolitej instytucja – miała tam bowiem zagwarantowane dożywotnie zamieszkanie.

 

Po jej śmierci, na początku stycznia 1926 roku (co wiemy z protokołów posiedzenia Rady Nadzorczej BGK) instytucja ta przejęła pałac Tyszkiewiczów-Potockich wraz z wyposażeniem.

 

 

Wyprzedaż garażowa A.D. 1926

Pamiętające jeszcze czasy księcia Józefa Poniatowskiego sprzęty nie zyskały uznania nowych właścicieli, którzy obeszli się z nimi tak, jak to wówczas praktykowano. Chcąc „uprzątnąć” wnętrza, które w pamiętnikach cudzoziemców wspominane były jako jedne z najpiękniejszych pałacowych w wnętrz w Warszawie, czym prędzej zorganizowano aukcję, na której wystawiono wszystkie ruchomości: od wachlarzy, poprzez pełniące rolę dzisiejszych wazonów żardiniery, obrusy, podnóżki, aż po grafiki, fotele i stoliki.

 

 

Jan Gawroński, od niedawna pracownik Wydziału Prasowego pobliskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych (mieszczącego się wówczas w pałacu Bruhla na Wierzbowej) pojawił się na aukcji i – jak potem przyznał – po okazyjnych cenach kupił

 

nie tylko rzeczy piękne i stylowe z czasów Anetki Tyszkiewiczowej (…) która w tym domu mieszkała, lecz również wszelkie przedmioty domowego użytku.

 

 

Rewanż?

Nie bez znaczenia było również i to, że szykowne sprzęty należały do słynnej intelektualistki warszawskich salonów – Anny z Tyszkiewiczów Potockiej Wąsowiczowej. Czy jakąś rolę odegrał sentyment do włoskiego posła Tommassiniego, który jako jedyny przyjął Gawrońskiego i jego przyszłą narzeczoną w tych wnętrzach podczas żałoby po Gabrielu Narutowiczu, a zarazem za pierwszym pobytem Luciany w Warszawie? Kto wie, serce ludzkie chodzi różnymi drogami. Dość, że aleja Szucha, a dokładniej nowy pałacyk Gawrońskich wzbogacił się właśnie tutejsze umeblowanie.

 

 

 

Ale Anetka Potocka to nie jedyna kobieta, której Gawrońscy zawdzięczają wnętrza swojego nowego domu: znaczący wkład miała matka Jana, której srebrna wyprawa zasiliła wnętrza kuchennych szuflad młodej pary, stamtąd również przyjechały dywany, pościel i bielizna stołowa. To jednak wciąż mało, by urządzić tak duży dom. Oddajmy zatem głos samemu zainteresowanemu:

 

Z Wareckiej po ciotce Marii Lubomirskiej – kilka stylowych mebli i dużo dekoracyjnych przedmiotów : kolekcję sztychów polskich, dużo Falcków, 6 olbrzymich portretów królów polskich potem ozdoba wielkiego hallu, serwis porcelany saskiej z polskimi herbami państwowymi (nabyty na początku XIX w. podczas licytacji domostwa Stanisława Augusta Poniatowskiego na Zamku Królewskim).

 

Jak widać, wnętrza w alei Szucha 6 zaludniły się wprawdzie używanymi sprzętami, ale za to najwyższej jakości. Obrotny mąż stworzył pochodzącej z rodziny „świeżych” milionerów Lucianie Frassati prawdziwie królewskie warunki do życia. Mówiąca już wówczas dobrze po polsku Luciana od pierwszych dni w Warszawie miała kontakt z dorobkiem największych magnackich rodów Rzeczpospolitej. Trudno się dziwić, że szybko jej serce zaczęło bić po polsku.

 

 

Z ziemi włoskiej do Polski

Z biegiem czasu coraz częstszym gościem w stylowej rezydencji Gawrońskich stanie się Alfredo Frassati. Krytykująca faszystów „La Stampa” trafia na celownik władz, które bez pardonu konfiskują wydrukowane już egzemplarze i na wszelkie sposoby próbują zatruć życie niewygodnemu przedsiębiorcy.

 

Nie tracąc czasu, Alfredo przyjeżdża do Polski i tu decyduje się ulokować sporą część gotówki: szybko staje się właścicielem kilku kamienic na Nowym Świecie, w tym mekki moli książkowych – malowniczego domu Biblioteki Polskiej, gdzie w przepastnych fotelach można zapoznać się z pięknie wydanymi dziełami dawnej i współczesnej literatury. Wkrótce sala empirowa zmienia się w Cafe Italia, na tyłach wyrasta dancing, a parę lat później przestronny pasaż handlowy „Italia”, którego część istnieje na tyłach Nowego Światu do dziś.

 

 

Aleja Szucha 6: raj dla milionera-dusigrosza

Inną inwestycją ojca Luciany jest kupno 10 tysięcy hektarów lasu na Polesiu – niebawem miało się jednak okazać, że jako „kasa oszczędności dla wnuków” nie jest to wymarzona lokalizacja kapitału. Z powodów podatkowych wszystkie te zakupy odbywają się na córkę lub zięcia, którzy jednak za każdym razem muszą podpisać oświadczenie, że kupna i hipoteki są de facto własnością teścia. Podczas okupacji i później, w okresie PRL-u ten szczegół będzie miał niemałe znaczenie. Przyjazdy Alfreda Frassati dużo zmieniają w życiu mieszkańców pałacyku. Aleja Szucha, gdzie mimo fortuny, wprowadza się Włoch, nie może wyjść ze stuporu: Włoch prowadzi skromny styl życia, ostentacyjnie odcinając się od blichtru i pokazu nowobogackich.

 

 

Oszczędność przejawia się czasem zaskakująco: starszy pan z uporem godnym większej sprawy chodzi po pokojach i metodycznie gasi światła, które uważa za zbędne. Rodzina patrzy na to z pobłażaniem, zdarza się jednak, że te zachowania przybierają karykaturalny wyraz: Frassati potrafi tak skrócić rozmowę telefoniczną czy telegram, że rozmówcy trudno jest się zorientować, jaki był sens przekazu… Jednocześnie każdy zaoszczędzony grosz obrotny przedsiębiorca wydaje na cele dobroczynne. To też będzie jeden z charakterystycznych sposobów na życie tej rodziny.

 

 

Plejada gwiazd

Częste wizyty krewnych oraz pojawiające się na świecie kolejne dzieci Gawrońskich sprawiają, że pod koniec lat dwudziestych para decyduje się na powiększenie domu. Zadomowiony już wtedy w strukturach Ministerstwa Spraw Zagranicznych Jan Gawroński nie ma problemu ze znalezieniem architekta. Dyplomata nie ukrywa, że obsługa cudzoziemskich dziennikarzy, sporadycznie tylko szczerze zainteresowanych sytuacją w Polsce, nie spełnia jego ambicji.

 

 

Większą satysfakcję – jako pracownik Referatu Azjatyckiego – czerpie ze spotkań ze znaczącymi przedstawicielami polityków z tej części świata: młodym królem Afganistanu Amanullahem czy ministrem spraw zagranicznych Persji, księciem Ansari. Ten ostatni, chcąc wkupić się w łaski polskich dyplomatów, przywiózł do naszego kraju niewyczerpane zapasy kawioru, którymi  karmił rozmówców przy każdej nadarzającej się okazji.

 

 

Świeżo nawrócony na sprawy dobrego jedzenia i uzupełniania winnej piwniczki Gawroński jak nikt potrafi docenić ten gest. Z nieukrywaną przyjemnością rzuca się też w wir przyjęć i zabaw, a towarzyskie zaległości nadrabia, udając się chętnie na konne przejażdżki m.in. ze Stanisławem Tarnowskim. Do repertuaru ulubionych rozrywek zalicza też… myszkowanie po antykwariatach, gdzie kupuje wątpliwe antyki i bardzo drugorzędne dzieła sztuki.

 

 

Architekci i dyplomaci w alei Szucha

Zakorzeniony w sprawach warszawskich z uwagą śledzi konkursy na aranżacje miejskich przestrzeni publicznych. Jego uwagę przykuwa dobrze zapowiadająca się kariera stawiającego pierwsze kroki w zawodzie architekta Bohdana Pniewskiego. W 1926 roku przedstawia on – szeroko dyskutowany – projekt zagospodarowania przestrzennego placu Saskiego.

 

 

Nic dziwnego, że zainteresował się nim właśnie znany z zamiłowania do podróży dyplomata: na środku placu Pniewski zaproponował ustawienie… ziemskiego globu, z wyraźnie zaznaczoną, odrodzoną Rzeczpospolitą. Projekt przepadł, ale nazwisko zaistniało w świadomości zarówno zwykłych użytkowników miasta, jak i decydentów.

 

 

Młody architekt nie zasypiał gruszek w popiele: rok później wystartował w konkursie na gmach Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, planowanego dosłownie kilkaset metrów od pałacyku Gawrońskich. Projektanci uszanowali niewysokie gabaryty okolicy i zaproponowali niewysoki, podkreślający horyzontalizm budynek, który ostatecznie komisja konkursowa sklasyfikowała na drugim miejscu.

 

To wystarczyło, by Pniewskiego zalała fala zleceń: wkrótce projektuje kolonię Słońce na Mokotowie i Strzecha Urzędnicza na Żoliborzu oraz eleganckie funkcjonalistyczne wille, m.in. dla cukiernika Zygmunta Ołdakowskiego na Saskiej Kępie. Wszystko wskazuje na to, że to również Bohdan Pniewski jest autorem jednego z wnętrz w Pasażu Italia Luciany Frassati. Najpewniej było to preludium do znacznie bardziej intratnego zlecenia: rozbudowy pałacyku Gawrońskich, Adres? Aleja Szucha 6.

 

Genialna dobudówka

Dyplomata nie ukrywa, że podziwia rozmach artystycznych wizji architekta, nie ma zatem wątpliwości, że nikt lepiej niż Pniewski nie rozbuduje mu oddanego do użytku ledwie kilka lat wcześniej pałacyku. Kiedy prace budowlane mają się ku końcowi, Jan Gawroński głośno daje wyraz swojej admiracji dla Pniewskiego: uważa, że dobudówki zostały wykonane genialnie i faktycznie do dziś jest to opinia trafna. Nawet przy obecnym stanie badań na pierwszy rzut oka trudno stwierdzić, która część budowli jest wynikiem działań Bohdana Pniewskiego, a która została wzniesiona jeszcze przez Jana Bagieńskiego.

 

 

Jedno jest pewne: tym razem Jan Gawroński ma już czas, pieniądze i niekłamaną radość z ciągłego urządzania rodzinnej siedziby. Aleja Szucha 6 pięknieje w oczach. Właściciel starannie wybiera wykonawców i dba o to, by jego dom – nierzadko wszak odwiedzany zarówno przez członków rodzimej arystokracji, jak i ważnych gości zagranicznych – niósł typowo patriotyczny przekaz, jednocześnie głosząc chwałę współczesnej kultury artystycznej. Jak to możliwe? Wbrew pozorom, w tym akurat momencie historii było to łatwiejsze niż kiedykolwiek.

Dlaczego? O tym już niedługo w trzeciej i ostatniej części artykułu. A jeśli nie czytałeś jeszcze pierwszej części, znajdziesz ją tutaj.

 

 

Eventy firmowe i niezapomniane imprezy w unikatowym wydaniu
Eventy firmowe i niezapomniane imprezy w unikatowym wydaniu. Hanka Warszawianka
Eventy firmowe i niezapomniane imprezy w unikatowym wydaniu. Hanka Warszawianka
Eventy firmowe i niezapomniane imprezy w unikatowym wydaniu. Hanka Warszawianka
Eventy firmowe i niezapomniane imprezy w unikatowym wydaniu. Hanka Warszawianka
Eventy firmowe i niezapomniane imprezy w unikatowym wydaniu. Hanka Warszawianka
Eventy firmowe i niezapomniane imprezy w unikatowym wydaniu. Hanka Warszawianka

Kontakt