Autor - Hanna Dzielińska
1. Marta Sztokfisz: Pani od obiadów. Lucyna Ćwierczakiewiczowa. Historia życia
Książki o ważnych postaciach z życia Warszawy kupuję bez dłuższego zastanawiania się. Zawodowe powody to doskonały pretekst, żeby oddać się ukochanej lekturze. Tak też było w przypadku publikacji o słynnej autorce książek kucharskich i kalendarzy pełnych porad, jak zdrowo, ekonomicznie i efektownie (oraz efektywnie) prowadzić gospodarstwo domowe.
Tym razem, jak mi się zdawało, jednego mogłam być pewna: za dużo i twardych danych o Lucynie Ćwierczakiewiczowej się nie zachowało, więc książka nie będzie gruba. I tu zaskoczenie: owszem, tomiszcze w twardej oprawie ma blisko 400 stron. Choć już w pierwszych słowach autorka przyznaje, że żadne dokumenty odnośnie bohaterki właściwie się nie zachowały. A potem na tym braku buduje długaśną narrację (pewien wpływ na objętość bez wątpienia ma fakt, że powierzchnia marginesów lekko tylko ustępuje przestrzeni tekstu. Trudno mi oprzeć się wrażeniu, że chodziło właśnie o „opasły tom”?)
Rzeczywiście, bezsprzecznych danych może i wiele nie ma, ale autorka sprawnie (i obficie) wplata dygresje, konteksty, informacje poboczne – nie ukrywam, że ten sposób narracji stosuję i ja, więc jak możesz się domyślić, to mi akurat odpowiada. Z drugiej strony nie bardzo rozumiem pojawiające się co pewien czas wtręty współczesne (o aplikacjach w telefonach, diecie pudełkowej) – wyglądają na dodawane na siłę i mogą świadczyć o tym – obawiam się – że Marta Sztokfisz nie do końca wierzy w inteligencję swoich czytelników. Pewną konfuzję powodują też wtrącenia o tym, jak to autorka sama skorzystała z jakiejś porady Lucyny Ćwierczakiewiczowej czy też poleciła ją koleżance. Są na tyle rzadkie, że wyglądają na niewyłapany przez redakcję brud. A tego Lucyna na pewno by nie darowała?.
Dla kogo:
Równie grubą, choć znacznie bardziej treściwą książkę wydaną przez Marginesy otwiera dedykacja „Pamięci zapomnianych kobiet”. Autorka, za inną pozycję nominowana w kilku konkursach na Historyczną Książkę Roku, precyzyjnie rekonstruuje życie „białych niewolnic” pierwszej połowy XX wieku i analizuje ich rolę w polskiej rzeczywistości społecznej. Co ciekawe, opisana wyżej Lucyna Ćwierczakiewiczowa była przeciwniczką utrzymywania całego garnituru służby i przekonywała, że pani domu powinna sama radzić sobie z jego oporządzaniem.
Wracając do książki: to pozycja solidna, poparta setkami smakowitych cytatów z wielkomiejskiej pracy, ale też wspomnieniami osób, w których życiu służąca obecna była przez kilkadziesiąt lat. Kwerenda zapewne musiała być żmudna, bo życia tej grupy społecznej – pomocy domowych, mamek, bon czy lokajów – nie dokumentowano przecież choćby w połowie tak starannie, jak ich pracodawców.
Autorka wprowadza nas zatem głęboko za kulisy, ujawnia, czym różniło się życie służącej w Krakowie od tej w Wiedniu czy Paryżu; jak podkuchenne czy pokojówki dbały o swój los jako grupy zawodowej, jak zmieniała się moda odnośnie strojów służby, kto stał w hierarchii wyżej oraz jakie sekrety dzieliła służba z młodymi paniczami.
Z czystym sumieniem polecam ją wszystkim, którzy lubią czasem mentalnie zapuszczać się w nieznane rewiry świata. To jedna z książek otwierających oczy na „bohaterki trzeciego planu”.
Dla kogo:
3. Virgilia Sapieha: Amerykańska księżna. Z Nowego Jorku do Siedlisk
Tych ostatnich przez kilka spędzonych w Polsce lat było szczególnie dużo w życiu mieszkanki Nowego Jorku, która na studiach we Francji zakochała się w polskim księciu Pawle Sapiesze. Na początku lat 30. XX wieku przyjechała do mężowskiej włości i stopniowo zaczęła poznawać lokalne zwyczaje, zabobony, duchowość i rozrywki. Zważywszy na cywilizacyjną przepaść wsi położonej 70 kilometrów od Lwowa i tętniącego nowinkami Nowego Jork, wizyty w Krakowie czy Warszawie można uznać za chwile wytchnienia. Zwłaszcza, że książęca para zamieszkała w budzącym duże zainteresowanie, nowoczesnym niebotyku czyli Prudentialu.
Autorka wspomina, że właśnie ciekawości, jak się żyje i jakie są widoki z dziesiątego piętra takiego kolosa, zawdzięczali niemałą część wizyt. Zwraca uwagę na to, że mieszkańcy Warszawy kładli się spać najpóźniej, jak mogli. Z drugiej strony wyższe sfery były uciążliwe zasadnicze jeśli chodzi o punktualność. To niejedyne, czym zaskakuje ją stolica:
Mieszkańcy Warszawy pasjonowali się jedzeniem. Równie dobrze pamiętali, co jedli, jak to, kogo spotkali. Zarówno kolacje, jak i obiady (…) zawierały co najmniej osiem dań z szerokim wyborem win, będących kosztowną częścią menu, gdyż w Polsce nie uprawiano wina, wszystkie były importowane.(…) Każdy deser należałoby sfotografować jako pomnik sztuki kucharskiej. Kilka takich posiłków wystarczyło, by wzbudzić mój niestający podziw dla odporności polskich żołądków.
Wspomnienia, które wyszły po angielsku w 1940 roku dopiero dziś zostały przetłumaczone na polski i wydane przez Ośrodek Karta. To wciągająca opowieść o życiu codziennym polskiego ziemiaństwa, problemach Śląska i polskiej prowincji lat 30. widzianej oczyma osoby z innego świata.
Dla kogo:
Napisana przez dwie autorki książka zgodnie z tytułem opowiada historię dziesięciu niezwykłych Polek. Są to: Barbara Brukalska, Zofia Chomętowska, Jadwiga Grabowska, Janina Ipohorska, Danuta Konwicka, Teresa Kruszewska, Julia Pirotte, Zofia Szydłowska, Wanda Telakowska i Xymena Zaniewska. Cóż, jeśli któreś z tych nazwisk jest Ci zupełnie nieznane, zacznij właśnie od niego.
Inaczej – podobnie jak ja – możesz się nadenerwować, że nie zadano sobie trudu konfrontacji źródeł i opierano się uporczywie na jednym, niekoniecznie najbardziej solidnym biografie. Takie odczucie miałam niestety często i nie powiem, na parę dni książka szła w odstawkę. Spotkała ją też prawdziwa katastrofa: została całkowicie zalana, ale – może wzorem polskich kobiet – okazała się być niezniszczalna, więc ostatecznie lekturę dokończyłam.
Ale złość powracała, głównie na językowe lenistwo autorek. Czy słowo „etatowiec” naprawdę jest najlepszym określeniem na osobę pracującą na posadzie? Mowa, to może ważne, o realiach II RP. Równie zimne uczucia żywię do „ekplorerki”. Z drugiej strony – książkę czyta się wartko, choć chociaż nie mogłam pozbyć się wrażenia, że część tych tekstów była, może w skróconej formie, publikowana na łamach prasy. A może to po prostu przekleństwo ciągłego czytania i pisania? Nie wykluczam.
Autorkom trzeba jednak oddać, że wyciągnęły z zapomnienia choćby Zofię Szydłowską (nazwisko nic Ci nie mówi? To ona stworzyła potęgę Cepelii) czy Danutę Konwicką (kojarzysz „po mężu”? Zapewniam Cię, że nie tylko: jeśli kiedyś byłeś dzieckiem – czego nie mogę wykluczyć? – na pewno w niezliczonych książeczkach widziałeś ilustracje jej autorstwa) i choćby z tego powodu książka warta jest lektury.
Dla kogo:
Na koniec zostawiłam książkę, która ostatniej nocy pozbawiła mnie dwóch godzin snu. Długo się do niej przymierzałam, albo inaczej: była tak głęboko na stosiku „do przeczytania”, że dopiero wizja publikacji tego artykułu sprawiła, że – kontrolnie – sięgnęłam po nią wczoraj wieczorem. I wsiąkłam.
Autorka ze swadą i poczuciem humoru opisuje poszczególne aspekty tej „zapomnianej” historii, ale i dzieli się z czytelnikiem kulisami procesu twórczego. Razem z nią szukamy specjalistów, jesteśmy świadkami narodzin pomysłu na książkę i kibicujemy wyciągnięciu na światło dzienne rozproszonych losów cichych bohaterek.
Na kartach książki pojawia się Matka Boska (Polka, rzecz jasna?), „kresowa wilczyca” Teofilia Chmielecka, architektoniczki (tak, tak, to pierwsze określenie na kobietę zajmującą się zawodowo architekturą) i projektantki, markietanki, robotnice i „legunki”. Więcej póki co Ci nie powiem, bo niedawno zaczęłam lekturę, ale ilustrowana przez Martę Frej książka wygląda mi na perełkę. Przekonaj się sam(a).
Dla kogo:
Zaskoczony? Mam nadzieję, że nie. To tylko niewielka część książek z kobietami na pierwszym planie. Pora się przyzwyczajać! A więcej poleceń książkowych – już o innej tematyce – znajdziesz tutaj i tutaj .
Kontakt