Dobra passa warszawskich muzeów trwa. Jesień przynosi kolejne ciekawe wystawy. Które wybrać a które sobie darować? Oto kolejny odcinek subiektywnego przeglądu. Sprawdź. 

 

 

Łukaszowcy. Wielki powrót

Muzeum Narodowe w Warszawie

Te obrazy to prawdziwa legenda. Może, a nawet na pewno, nie z powodów artystycznych, a historycznych. Siedem płócien autorstwa malarzy skupionych w Bractwie Św. Łukasza (zwanych Łukaszowcami) opuściło Polskę na pokładzie transatlantyku HMS Batory w 1939 roku. Celem podróży był polski pawilon na Wystawie Światowej w Nowym Jorku. Od tej pory pozostawały po drugiej stronie Atlantyku, w bibliotece Le Moyne College gdzie pracował kurator polskiego pawilonu, Stefan Ropp. Potraktował on płótna i towarzyszące im makaty jako część gaży za pracę przy wystawie.

 

 

Tematy obrazów wybrano nieprzypadkowo: miały prezentować ważne wydarzenia z dziejów Polski, udowadniając, że kraj – choć na mapy świata wrócił ledwie 20 lat wcześniej – wiele razy był w awangardzie przemian społecznych czy politycznych na kontynencie europejskim. Zobaczymy tu więc m.in. podpisanie unii polsko-litewskiej na Zamku w Lublinie, aktu konfederacji warszawskiej, odsiecz wiedeńską i moment uchwalenia Konstytucji 3 Maja na Zamku Królewskim

 

 

Malarze pracowali nad płótnami zbiorowo, bo czas gonił. Obrazy powstały w Kazimierzu nad Wisłą, w willi profesora Tadeusza Pruszkowskiego.

Na wystawie towarzyszą im makaty, które zrobiły furorę na wystawie w Paryżu w 1937 roku i w glorii  również zostały wysłane do Nowego Jorku. i podzieliły ich wygnańczy los. Docelowo mają trafić na ekspozycję Muzeum Historii Polski. Zanim to nastąpi, warto zobaczyć je w Muzeum Narodowym (nie tylko w bezpłatny wtorek).

 

Łukaszowcy

Muzeum Narodowe w Warszawie

Do 13 listopada 2022

 

 

Muzeum Gazowni Warszawskiej

 

Po pięciu latach remontu na mapę miasta wróciło Muzeum Gazowni Warszawskiej. Jeśli byłeś tam przed laty, nie zniechęcaj się – teraz prezentuje się naprawdę spektakularnie. Póki co osoby indywidualne mogą zwiedzać je w weekendy (wycieczki z przewodnikiem, obowiązuje limit miejsc), ale miejmy nadzieję, że już niebawem będzie można się tam dostać również w dni powszednie. Autorzy nowej aranżacji Muzeum Gazowni najwyraźniej zdawali sobie sprawę, że tego typu industrialne placówki to często twardy orzech do zgryzienia dla osób mniej zorientowanych technicznie. Zadbali o to, żeby proces wytwarzania gazu opisać obrazowo i zrozumiale. Służą do tego stanowiska, przy których samodzielnie inicjujemy kolejne jego etapy.

 

 

Teren Gazowni jest rozległy, a przeznaczenie poszczególnych budynków – w dużej mierze enigmatyczne. Ale do czasu. W muzeum znajdziemy „magiczną” makietę: po naciśnięciu guzika lektor zaczyna opowieść, w tym samym czasie pod naszymi stopami pojawia się zdjęcie omawianego obiektu i… świetlny szlak, który prowadzi nas po makiecie do jego lokalizacji. Jak się okazuje, oprócz infrastruktury technicznej były tu też m.in. korty tenisowe! O tym, z czego jeszcze w czasie wolnym mogli – na koszt Gazowni – korzystać pracownicy, dowiesz się z historii przedstawionych w innych miejscach przestronnej hali.

 

 

Ale to nie wszystko: na górnej kondygnacji poznajemy historię gazu w mieście. I tu jest interaktywnie i zaskakująco – można przekonać się, jak różnego rodzaju oświetlenie wpływa na łatwość czytania tekstu; zobaczyć uczestniczki kursu gotowania na gazie oraz… odpowiednio dobierając mieszankę gazów, puścić pod sufit wielki balon. Miniaturę tego, który wielokrotnie wygrywał zawody o Puchar Gordona Benneta (nie raz zresztą – na Polu Mokotowskim).

 

 

A jeśli lubisz biografie, możesz założyć okulary VR i wejść do świata Ignacego Łukasiewicza. A na odchodnym zrobić sobie z nim zdjęcie.

 

Zaskocz przyjaciół niesamowitymi historiami
o Łazienkach Królewskich

  • Jakie wrogie kraje prowadziły w Łazienkach Królewskich tajne rozmowy?
  • Które z wnętrz zyskało niedawno nowe życie?

To tylko kilka ciekawostek, które znajdziesz w wyjątkowym, autorskim mini-przewodniku „Piękne nieznajome”. Pobierz bezpłatnie:

.

Sztuka na zawsze…?75 lat Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki w ASP w Warszawie

Pałac Czapskich (ASP)

 

Ta wystawa rozpoczyna się już na dziedzińcu Akademii, przy Krakowskim Przedmieściu. Wzdłuż alei prowadzącej do pałacu Czapskich wita nas kilkanaście rzeźb: część przedstawia współczesne postaci, inne nawiązują do historycznych czy wyimaginowanych tworów znanych z dawnej sztuki. Tak rozpoczyna się wielka (choć trochę zaskakująco rozmieszczona) wystawa uświetniająca 75-lecie istnienia Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki.

 

 

Trzeba uczciwie przyznać, że jest się czym chwalić: jak zobaczysz w salach piwnicznych, warszawskich konserwatorów (studentów i wykładowców) można spotkać na rusztowaniach Kresów Wschodnich, Stabii (trzecie obok Herkulanum i Pompei miasto zniszczone przez wybuch Wezuwiusza w 79 roku n.e.) czy na wykopaliskach archeologicznych w Sudanie. Konserwacja i restauracja dzieł sztuki to jedna z naszych narodowych specjalności, co doskonale pokazuje wystawa w Pałacu Czapskich.

 

 

Jest rozległa: obejmuje część sal na parterze oraz w piwnicy. Jest to opowieść o historii i teraźniejszości Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki, nie brak narzędzi związanych z zawodem, materiałów archiwalnych, wywiadów z nestorami Wydziału; infografik przybliżających strukturę i specyfikę poszczególnych katedr. Znajdziesz tu mozaikę próbników technologicznych pokazujących krok po kroku technologie i techniki powstania poszczególnych dzieł oraz profesjonalne kopie obrazów stworzone na podstawie tego rozpoznania.

Ba, można nawet podpatrywać konserwatora „na żywo” w trakcie pracy i uczestniczyć w analizach mikroskopowych w ramach zaimprowizowanego laboratorium. O jednym legendarnym konserwatorze posłuchasz w reportażu nt. cmentarzy ewangelickich.

 

 

 

Sztuka na zawsze…?75 lat Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki w ASP w Warszawie

Pałac Czapskich (siedziba ASP), Krakowskie Przedmieście

Do 12 listopada

 

 

160 lat firmy Bracia Łopieńscy

Nowy Świat 18/20 (dziedziniec i oficyna pałacu Branickich)

 

 

Co łączy szewca Jana Kilińskiego, Fryderyka Chopina LINK CHOPIN, warszawską Syrenkę, Mickiewicza i Ignacego Jana Paderewskiego? Powrót ich pomników na ulice Warszawy nie był by możliwy, gdyby nie Pracownia Brązów Braci Łopieńskich. Temu przedsiębiorstwu poświęcona jest wystawa, którą do 19 listopada można oglądać na dziedzińcu pałacu Branickich (róg Nowego Światu i Smolnej) oraz w sąsiedniej oficynie, przez lata funkcjonującej jako apteka.

 

Warto zacząć od dziedzińca: tu z detalami – i anegdotkami – przytoczono historię zakładu, który od 160 lat działa w Warszawie (bardzo długo przy ul. Hożej, dziś – przy Poznańskiej). Jak w to biznesie, firma przeżywała wzloty i upadki, były triumfy na prestiżowych wystawach i problemy finansowe spowodowane czasem własną niefrasobliwością, innym razem skomplikowanymi warunkami lokalnymi. Jak Łopieńscy przeszli przez te burze? Co konkretnie wyszło z ich zakładu?

 

 

Wejdź do dawnej apteki i… najpierw spójrz do góry. Zachwyć się wysmakowaną dekoracją wnętrza, a potem rozpocznij zwiedzanie. W pierwszej salce zobaczysz dużo gipsów – form, z których wykonywano rzeźby. Wiele z nich odnaleziono półtora roku temu. Wśród nich jest i maska pośmiertna prezydenta Gabriela Narutowicza, którego 100-lecie tragicznej śmierci przypada w tym roku. Ale prędko zorientujesz się, że również zamożni warszawiacy, nie tylko władze, miały po co przychodzić do Łopieńskich. Są tu ramki na zdjęcia, figurki ptaków (w drugiej sali), żyrandole. W ostatniej przestrzeni zaaranżowano warsztat brązowników.

 

 

Wystawa, choć niewielka, jest różnorodna i ciekawie zakomponowana. Można ją oglądać od 10-16 (również w soboty), gorąco Ci ją polecam.

 

160 lat firmy Bracia Łopieńscy

Nowy Świat 18/20 (dziedziniec i oficyna pałacu Branickich)

Do 19 listopada

 

 

Prezydent Gabriel Narutowicz i jego czasy w Warszawie i Polsce

Park Dreszera, od ul. Krasickiego

 

Są takie postaci, które bardziej pamiętamy z powodu okoliczności śmierci niż tego, co robiły za życia. Często niesłusznie. To przypadek Johna Kennedy’ego, ale i Gabriela Narutowicza. A ponieważ Eligiusz Niewiadomski zabił polskiego prezydenta równo sto lat temu, tu i ówdzie doczekaliśmy się wystaw czy sesji naukowo-popularyzatorskich poświęconych pierwszej głowie państwa II RP. Cykl wydarzeń szykuje Dom Spotkań z Historią, na wystawie o Braciach Łopieńskich jest pośmiertna maska prezydenta, a na ogrodzeniu parku Dreszera – wystawa poświęcona prezydentowi Gabrielowi Narutowiczowi.

 

 

Wystawa ciekawa (choć na poziomie edytorskim trochę niedopracowana – na planszach pozostały uwagi korektora) i mimo niedużych rozmiarów, zatrzymująca na dłużej. Dowiesz się z niej np. że Narutowicz był ekspertem w dziedzinie budowy elektrowni wodnych, że uchodzi za ojca elektryfikacji Szwajcarii, ale też z jakim poświęceniem wiązał się dla niego powrót do (odrodzonej) Polski. Dobrze by było, gdyby na wystawę wybrali się dzisiejsi politycy i to różnych szczebli. Widząc, że otrzymane na Ministerstwo Robót Publicznych fundusze ledwo wystarczą na pensje dla urzędników, nie mówiąc o jakichkolwiek inwestycjach, Narutowicz (minister!) całkiem poważnie zawnioskował o… likwidację ministerstwa.

 

 

Autorzy wystawy prezentują też pozostałych kandydatów na stanowisko pierwszego prezydenta II RP, masę ciekawych i rzadko publikowanych zdjęć, wycinki z prasy. Potem nieodzowna opowieść o zamachu i przedstawienie postaci zabójcy. Ekspozycji towarzyszy audycja, do której odnośnik znajdziesz na wystawie. Warto odwiedzić mokotowski park Dreszera (więcej o nim – tutaj)  i poznać kręte ścieżki Gabriela Narutowicza i krajobraz ówczesnej Europy. Wystawa jest czynna do końca grudnia.

 

 

Prezydent Gabriel Narutowicz i jego czasy

Park Dreszera, od ul. Krasickiego

Do 31 grudnia