Autor - Hanna Dzielińska
O tym, że w warszawskim Zamku Królewskim stale można oglądać dwa obrazy Rembrandta, pewnie wiesz. Jeśli dopiero się dowiadujesz, sięgnij po mój bezpłatny ebook „Zamkowe tajemnice”, znajdziesz go tutaj. Obrazy powstały w amsterdamskiej pracowni mistrza światłocienia w czasach, kiedy na tronie Polski zasiadał miłośnik sztuki, mecenas artystów i wielki kolekcjoner Władysław IV Waza.
Holenderska dziennikarka, która w latach dziewięćdziesiątych XX wieku przez kilka lat mieszkała w Warszawie, sprawnie i wciągająco prowadzi czytelnika drogą, jaką podążały „Dziewczyna w ramie obrazu” oraz „Uczony przez pulpicie”. Towarzyszymy im, kiedy trafiają w ręce Stanisława Augusta Poniatowskiego, a potem do rodziny Rzewuskich i wreszcie Lanckorońskich. To ostatnia z tego rodu, profesor historii sztuki Karolina Lanckorońska, w 1994 roku napisała do prezydenta Lecha Wałęsy list, w którym zadeklarowała gotowość przekazania rodzinnych zbiorów na Wawel oraz do Warszawy.
I to właśnie barwna, a wciąż mało obecna w polskiej świadomości osoba Karoliny Lanckorońskiej jest osią narracji książki, która – mam wrażenie – ukazała się po cichu i gdyby nie moja eksploratorska pasja pewnie by mi umknęła. Byłoby szkoda, bo autorka dobrze zdokumentowała temat (wiem, bo Karolina Lanckorońska była bohaterką jednego z moich wykładów w Warszawskim Towarzystwie Muzycznym, stąd sama musiałam naczytać się o niej niemało), a dzięki zręcznemu pióru przedstawiła go tak, że chętnie podążamy z nią przez kolejne pałacowe sale, sztolnie a nawet obozowe cele.
Słowem: jeśli szukasz wartościowej, ale przy tym lekkostrawnej lektury, nie tylko na lato, sięgnij po tę książkę.
Dziewczyna i uczony, Gerdien Verschoor
Wyd. Harper Collins
Czarne Koszule to oczywiście Polonia Warszawa. Książka, którą dostałam od pomysłodawcy tej publikacji, najlepszego znawcy historii sportu, Roberta Gawkowskiego, to zaskakująco wciągająca lektura. Dlaczego „zaskakująco”? Nie spodziewałam się (jak widać, niesłusznie), że sportowiec będzie potrafił z takim wdziękiem i humorem przedstawić swoją obecność w tej warszawskiej drużynie piłkarskiej. Ba, autor z pochodzenia jest Rosjaninem, choć wspomnienia spisał – zapewne w połowie lat trzydziestych – po polsku. Tym większe brawa i dla niego i dla odkrywcy tych zapisków (publikowanych kiedyś w odcinkach w prasie sportowej).
Z wydanej dawno, bo 11 lat temu, książki można dowiedzieć się nie tylko o tym, jak wyglądały sportowe wartości zanim do głosu doszły (duże) pieniądze – czyli sport zawodowy; ale też dosłownie poczuć atmosferę w klubie (a także „na mieście) przed ważnymi meczami. Żywy, czasem złośliwy język służy autorowi do piętnowania takich „atrakcji” jak np. wyczerpujący spacer po Wiedniu tuż przed istotną rozgrywką; karkołomnych, niesportowych zachowań rywali (a czasem i kolegów z własnej drużyny) i emocjonalnego rozprawiania się z niesprawiedliwością sędziego czy niezbyt przychylną publicznością.
Wbrew tego, czego można by się obawiać, książka zaciekawi nie tylko fanów sportu. Polecam gorąco (uwaga: odradzam czytanie w metrze, bo co i raz wybucha się śmiechem, a to budzi rozmaite reakcje współpasażerów).
To dwie pozycje, które eksploatują modny i nośny od pewnego czasu temat kobiet w architekturze. Tytuł pierwszej jest bardziej informacyjny, drugiej – jawnie clikbaitowy (czyli skonstruowany tak, by zwrócić na siebie uwagę nawet mało wyrafinowanego odbiorcy). Czy warto zapoznać się z obiema czy wystarczy lektura jednej, by wyrobić sobie zdanie na temat? Na szczęście obie książki więcej dzieli niż łączy, dzięki temu każdą można przeczytać z równą uwagą i ciekawością.
Ogromnym atutem „Zmiany perspektywy” jest starannie opracowana szata graficzna oraz układ materiału. To znaczy? Maria Jeleńska (wymieniona, całkiem zasłużenie, jako współautorka, a odpowiedzialna za koncepcję, ilustrację i projekt graficzny, dodała do tekstów narysowała portret każdej z przepytywanych postaci, a następnie – uważnie wsłuchując się w to, co mówi – wybrała najciekawsze elementy (nie tylko architektoniczne) z jej życia i rysunkowo wzbogaciła nimi wywiady. Choć ilustracji jest niemal tyle, co tekstu, po książce łatwo się poruszać. Ułatwiają to pytania, czytelnie wypisane na marginesach i traktujące nie tylko o zawodowej stronie życia bohaterek. Jeśli szukasz ładnej i ciekawej książki do poczytania w hamaku, nad jeziorem albo na plaży – ta Ci się spodoba.
Szczęśliwie spośród bohaterek książki Agaty Twardoch tylko niektóre dublują się z tymi z książki Jeleńskiej (te warszawskie). I właśnie poznanie zupełnie nowych postaci, związanych ze środowiskiem śląskim czy trójmiejskim było dla mnie bodaj największą wartością „Architetkek”. Autorka rozmawia z przedstawicielkami środowisk akademickich (z Polski ale i Stanów Zjednoczonych), urbanistkami, artystką która zaczyna przygodę z architekturą, byłą urzędniczką wiedeńskiego magistratu odpowiadającą za planowanie przestrzenne wrażliwe na kwestie płci, właścicielkami pracowni architektonicznych, aktywistkami.
Dzięki temu udało się jej stworzyć ciekawy przegląd szeroko pojętej branży i jej – często niedostrzeganych – peryferii. Szczęśliwie, rozmówczynie – nie bacząc na to, jakiej odpowiedzi wyraźnie oczekuje autorka – mają zwykle mocne osobowości i ugruntowane przekonania. Jest tu zatem pazur i może dlatego książkę czytało mi się (zaskakująco) dobrze. Nie wiem, czy nada się na leniwe wylegiwanie na plaży (a nie wiem, bo nie uskuteczniam), natomiast na podróż pociągiem Warszawa-Poznań-Warszawa to wyśmienita lektura.
Zmiana perspektywy. Historie polskich architektek
Magdalena Jeleńska Maria Jeleńska, Wyd. Muzeum Warszawy
Architektki. Czy kobiety zaprojektują lepsze miasta?
Agata Twardoch, Wyd. WAB
Ta pozycja też jest już na rynku od wielu lat, choć dopiero dziś udało mi się po nią sięgnąć. Zofia Chomętowska (z domu: Drucka-Lubecka) to postać fascynująca, której – podobnie jak Karolinie Lanckorońskiej poświęciłam jeden z tegorocznych wykładów w Warszawskim Towarzystwie Muzycznym. Fotografka, której prace w latach trzydziestych znała – bez żadnej przesady – cała Polska. Powód? Pracowała w Ministerstwie Komunikacji, na zlecenie którego fotografowała bardziej i mniej turystyczne zakątki II RP.
Tu zestawiono ją z Marią Chrząszczową, by oczyma dwóch kobiet pokazać zrujnowaną, a potem z wolna podnoszącą się do życia stolicę. Materiał ułożono topograficznie, wędrujemy zatem od Spacerowej przez plac Trzech Krzyży, Aleje Jerozolimskie, Marszałkowską, Świętokrzyską, mosty, teren dawnego getta aż po Starówkę. Dobrze znane (bo często publikowane) kadry – jak budka fryzjera i manicure z placu Trzech Krzyży sąsiadują z takimi perełkami, jak widok ul. Chocimskiej z perspektywy przestrzeni, na której dziś wznosi się ambasada Rosji.
Całość spodoba się zwłaszcza tym, którzy na lato wybierają raczej obrazy niż teksty. Choć oczywiście zdjęciom, które są tu głównymi bohaterami, towarzyszą artykuły o autorkach i o mieście wiosną 1945 roku.
Kronikarki. Zofia Chomętowska/Maria Chrząszczowa
Wyd. Archeologia Fotografii
Kontakt