Kontakt

Opowieść o projektantce zieleni, kryminał z wycieczką w tle, a może przewodnik po architekturze lat 90? W to przedwiośnie (tak tak, to prawie już) książki o Warszawie odpowiedzą na różne potrzeby. Zobacz:

 

Zabójcza wycieczka, Ewa Waligóra

Wyd. Prószyński i S-ka

Egzamin na pilota wycieczek zagranicznych zdawałam wieki temu. Rzecz działa się w niezniszczonych jeszcze późniejszym remontem wnętrzach Domu Chłopa. Na egzaminie ustnym wylosowałam pytanie „co Pani zrobi, kiedy ktoś z grupy – na wycieczce zagranicznej – umrze”? Zdałam celująco, choć od razu założyłam, że do takiej sytuacji pewnie nigdy w mojej karierze nie dojdzie.

 

 

Mówię Ci o tym, bo taka właśnie przygoda – śmierć na wycieczce – spotyka bohaterkę książki mojej koleżanki po fachu, Ewy Waligóry. Poznałam ją – jak wyżej, w jakiejś zamierzchłej przeszłości, kiedy rokrocznie bywałam w Golubiu Dobrzyniu na konkursie krasomówczym. Ja na widowni (w loży szyderców), Ewa – na scenie. Od kilkunastu lat obie mijamy się w sezonie każdego dnia prowadząc kolejne grupy.

 

Choć nie wiem, czy faktycznie spotkała ją przygoda z martwą uczestniczką, autorka brzmi bardzo wiarygodnie. Co tu dużo mówić, od pierwszych stron czuć praktyka. Grupa, która wpada w ostatniej chwili, potem „luźny” dzień odbioru z lotniska, który zmienia się w gonitwę i pierwsze obserwacje swoich gości, wreszcie – dopasowywanie programu do osobliwych (a często rozbieżnych) potrzeb niedużej grupki turystów, dla których przecież chcemy jak najlepiej.

 

 

Książka, co oczywiste, to kryminał, ale napisany tak, że co kilka stron dosłownie zanosiłam się śmiechem. Przewodniczka – główna bohaterka książki, (alter ego autorki?) to kobieta z pazurem i temperamentem, fabuła zgrabnie łączy przedcovidową współczesność z okresem międzywojennym; a w postaciach turystów coś znajomego znajdzie każdy, kto choć raz był na wycieczce zorganizowanej.

 

Nie obawiaj się: to książka nie tylko dla miłośników Warszawy (tu zdradzę Ci, że odkąd w listopadzie 2021 odkryłam sensacyjne powieści Leszka Hermana, już przebieram nóżkami na wyprawę do Szczecina i na Pomorze). Jeśli szukasz lekkiej, zabawnej lektury, z której w dodatku mimochodem dowiesz się o pewnych miejskich atrakcjach, koniecznie sięgnij po „Zabójczą wycieczkę”.

 

Zabójcza wycieczka, Ewa Waligóra

Wyd. Prószyński i S-ka

 

 

Rassalski

Wyd. Narodowe Archiwum Cyfrowe

W serii albumów dokumentujących twórczość fotografów, którzy prace ma w swoich zbiorach, Narodowe Archiwum Cyfrowe właśnie wydało album poświęcony postaci Stefana Rassalskiego. Twórcy, który – jak piszą sami autorzy publikacji – długo funkcjonował w zbiorowej świadomości głównie jako grafik, malarz i publicysta.

 

 

Pracownik warszawskich redakcji już w okresie międzywojennym, od 1945 roku dał się poznać jako zapamiętały dokumentalista zarówno zniszczeń, jak i odbudowy stolicy i wracania do niej życia po kataklizmie wojennym. Sam – choć pozostawał tu przez całe powstanie, wrócił do Warszawy dwa miesiące po tzw. wyzwoleniu i od tego momentu przemierzał z aparatem kolejne ulice, by dać świadectwo nadwiślańskiej rzeczywistości A.D. 1945.

 

Jak wcześniej choćby impresjoniści, Stefan Rassalski wracał w dobrze znane, te same miejsca, w różnych porach dnia, przy różnym oświetleniu, a dzięki obrazom które zatrzymał na kliszy przed 1939 rokiem, miał możność porównania i udokumentowania zmian, często wyburzeń, nierzadko też odbudowy czy przebudowy.

 

Album otwiera rys biograficzny fotografa, który wnosi wiele ciekawych informacji i kontekstów do oglądanych na kolejnych stronach zdjęć (jak choćby ta o istnieniu podczas tajnej pracowni fotograficznej pod Wydziałem Fizyki). Takich odniesień całkowicie brakuje w kolejnym, z założenia varsavianistycznym, tekście (autorem jest Grzegorz Mika) – przez co staje się on dość generyczny i jest jedynie uporządkowaniem powszechnie znanej wiedzy o początkach odbudowy miasta.

 

 

Zupełnie inaczej jest z wywiadem, jaki Anna Lebensztejn prowadzi z opracowującym spuściznę po Stefanie Rassalskim Łukaszem Karolewskim. Tu roi się od smaczków, ale też wskazówek, jak patrzeć na fotografie, żeby lepiej zrozumieć ducha tamtej Warszawy. A jest na co patrzeć: są tu i arcykolorowe (na żywo, bo fotografie są konsekwentnie czarno-białe) stragany z kwiatami i przejmujący, proszący o datek pod kościołem św. Aleksandra weteran wojenny, są przedzierające się przez błoto elegantki, są wreszcie – doskonała uwaga Łukasza Karolewskiego – wychudzeni i wyniszczeni wojną robotnicy, którzy nagle muszą stać się herosami i podnieść miasto z popiołów.

 

Nie brak też detalicznie udokumentowanych maszyn wspomagających najpierw odgruzowanie a potem odbudowę, im zresztą poświęcona jest osobna rozmowa.

 

Oczywiście największą wartością są zdjęcia i to przy nich i Tobie polecam zatrzymać się najdłużej. Możesz to zrobić choćby sprzed ekranu komputera, bo album dostępny jest również w formacie PDF (kliknij i pobierz).

 

Rassalski

Wyd. Narodowe Archiwum Cyfrowe

 

Fenomen z Warszawy, Tomasz Duszyński

Wyd. Sine qua non

 

Jeszcze jeden kryminał, ale obiecuję, że ostatni w tym przeglądzie. Trafiłam na niego przypadkiem i cieszę się, że tak się stało. Autor – Tomasz Duszyński – z wdziękiem i pomysłem prowadzi czytelnika przez Warszawę 1930 roku. Fabuła powieści osnuta jest na wątku poszukiwania zabójcy młodych kobiet, które – jak się okazuje – łączą parapsychologiczne umiejętności. Świat mediów, ruszających się stolików, seansów spirytystycznych, a czasem i bilokacji to ważna składowa tak zagadki, jak i całej książki.

 

 

Tomasz Duszyński ze znawstwem porusza się po międzywojennej Warszawie. Na kartach książki ożywają zarówno największe miejskie oryginały jak Franz Fiszer (o którym możesz posłuchać tutaj – klik) czy Stefan Ossowiecki (słynne medium, inżynier zajmujący się zjawiskami paranormalnymi), ale też Mieczysława Ćwiklińska, Fryderyk Jarosy czy Józef Piłsudski.

 

Bohaterowie poruszają się między Daniłowiczowską (gdzie oprócz więzienia była też komenda policji), Galerią Luxenburga, Polną, radzieckim konsulatem na Poznańskiej 15, Kruczą a gliniankami na Szczęśliwicach i na Jelonkach. Bywają na Kercelaku, poznają Tatę Tasiemkę i jego bandę. Stołują się w „U Wróbla”, „U Satyra”, w „Dorożkarskiej”, jeżdżą na wypoczynek do Anina, chadzają do „Qui Pro Quo” albo do wróżek.

 

 

Nie powiem: mi ta książka bardzo przypadła do gustu, doceniam doskonałą dokumentację i cieszę się, że – jak zapowiedział autor w posłowiu – z tymi samymi bohaterami spotkamy się jeszcze nie raz, bo zamierza opisać ich losy aż do 1944 roku.

 

 

Alina Scholtz. Projektantka warszawskiej zieleni, praca zbiorowa

Wyd. Muzeum Warszawy

 

Alina Scholtzówna to najbardziej rozpoznawalna i obecna w przestrzeni miasta warszawska architektka krajobrazu. Jej ogrody towarzyszące modernistycznym willom Romualda Gutta to prace kanoniczne. Dlatego chwała Muzeum Warszawy, że zdecydowało się poświęcić jej monograficzną wystawę, która w zeszłym roku gościła w Muzeum Woli, a teraz – z opóźnieniem, ale grunt, że jest – również publikację. Solidną merytorycznie, bo prezentującą twórczość Scholtzówny z kilku perspektyw, zależnych od autora danego rozdziału książki.

 

 

Znajdziemy tu zarówno biografię projektantki (zwanej – jak inne koleżanki z branży, do czego przyznaje się jeden z rozmówców – „zieleniarą”), jak i omówienie najważniejszych prac z jej oeuvre. Autorzy, podpierając się chętnie (brawo) materiałami źródłowymi rozprawiają się z nieścisłościami odnośnie atrybucji niektórych realizacji, np. cmentarza w Palmirach i krok po kroku przedstawiają zawodową drogę absolwentki SGGW. Nie brakuje odnośników do umieszczonego na końcu katalogu prac, zdjęć i rysunków projektowych. Atutem jest na pewno głos Natalii Budnik, specjalistki od ogrodnictwa, ale też zaskakujący (przynajmniej mnie) i wciągający rozdział dotyczący wody autorstwa Małgorzaty Kuciewicz i Simona de Iacobis. Wiele smaczków tkwi w przypisach i nawet jeśli rozmiary publikacji trudno nazwać monumentalnymi, to może właśnie tak powinno być: dzięki temu do lektury zachęcą się nawet zwolennicy innych kanałów dystrybucji treści.

 

 

Na koniec pytanie, które może nurtować wytrawnych znawców Warszawy: Scholtzówna czy ScholTz? Przyznam, że dotąd we wszystkich katalogach i opracowaniach (czyli powstałych za życia omawianej postaci) spotykałam się z formą „Scholtzówna”. Skoro więc ona sama nie prostowała tej wersji nazwiska, nie widzę powodu, żeby – w imię niezrozumiałych przeze mnie powodów – zmieniać je teraz, post factum, na „Scholtz”. Co więcej, rozumiem, że być może komuś może przeszkadzać forma od nazwiska męża, ale wstydzić się nazwiska, które mamy po ojcu? Dla mnie to niepokojący absurd, na szczęście częściowo z tych dylematów tłumaczy autorów wystawy i publikacji Klara Czerniewska-Andryszczyk, autorka pierwszego rozdziału. Szkoda tylko, że później konsekwentnie (choćby właśnie w ramach poszczególnych rozdziałów będących tekstami autorskimi) nie jest stosowany spójny zapis. Drobiazg niby techniczny, redaktorski, ale trochę uwiera.

Mi – jako osobie niezwiązanej ze światem ogrodnictwa – brakuje też choćby krótkiego słowniczka branżowych terminów, bo ani trejaż, ani „architektura spod znaku metabolizmu” dotąd nie pojawiły się w moim języku i nie wiem, czy dobrze je rozumiem. Zapewne nie jestem w tym odosobniona.

Alina Scholz. Projektantka warszawskiej zieleni, praca zbiorowa

Wyd. Muzeum Warszawy

 

 

Jakby luksusowo, Aleksandra Stępień-Dąbrowska

Narodowy Instytut Architektury i Urbanistyki

 

Na taką książkę czekałam już od jakiegoś czasu. Powód? Lata dziewięćdziesiąte powoli zacierają się nam w pamięci, a powstała wówczas architektura – aspirująca, miejscami bajkowa, kolorowa, osobliwa – coraz częściej kończy pod kilofami. Dlatego aż się prosiło, żeby zachować ją (choćby w kadrze), opisać i zebrać w jednym miejscu.

 

 

Z pomocą przychodzi książki wydana niedawno przez Narodowy Instytut Architektury i Urbanistyki, której autorką jest – znana Ci być może z wykładów czy artykułów – Aleksandra Stępień Dąbrowska. Można powiedzieć: lepiej późno niż wcale. Jak się okazuje, publikacja to bowiem efekt stypendium artystycznego miasta stołecznego Warszawy z… 2017 (!) roku. Słowem, powstawała niemal pięć lat. To sporo. Ba, niektóre obiekty – choć autorka zaznacza, że zależało jej na pokazaniu budynków istniejących – nie dotrwały do dziś  (mowa choćby o budynku Mc Donald’s przy Sezamie i Mokotów Business Parku).

 

A co w środku? Całość zaczyna się obszernym – i bardzo ciekawym – esejem wprowadzającym czytelnika w temat architektury lat dziewięćdziesiątych. Aleksandra Stępień-Dąbrowska prześledziła jej korzenie, bazując nie tylko na książkach czy czasopismach, ale i prowadząc rozmowy z najważniejszymi postaciami stołecznej architektury tego czasu. Znajdziemy tu kontekst międzynarodowy, smaczki zza kulis projektowania i solidną dawkę wiedzy historyczno-architektonicznej.

 

 

Kolejna – główna – część książki to podzielony kluczem dzielnicowym katalog realizacji (szeroko pojętych) lat 90. Jest oczywiście miejsce na tak ikoniczne prace, jak gmach Giełdy Papierów Wartościowych czy Biblioteki Uniwersyteckiej, ale też odległe od centrum osiedla mieszkaniowe, domy jednorodzinne czy kompleksy biurowe. Zdjęciom, a czasem również planom, towarzyszą opisy, które czasami rzucają nowe światło na codziennie przez nas mijane, a często kwitowane uśmiechem politowania budynki.

 

To pozycja ciekawa, potrzebna i bardzo przydatna, jeśli myślimy o wiosennych spacerach. Polecam!

 

Jakby luksusowo, Aleksandra Stępień-Dąbrowska

Narodowy Instytut Architektury i Urbanistyki

Książki na marzec 2022 z Warszawą w tle

12 listopada 2023

Autor - Hanna Dzielińska