Autor - Hanna Dzielińska
Aż do wojny Ogród Saski rozciągał się dużo dalej na zachód (czyli w stronę Marszałkowskiej) niż jest to obecnie. To miejsce tętniło życiem, bo i atrakcji było tu znacznie więcej, niż teraz. Jakich? Ot, choćby kąpielisko dla dzieci zorganizowane przez Towarzystwo Higieniczne czy pawilon „Kropla mleka”, w którym młode matki mogły dowiedzieć się, jak racjonalnie karmić swoje pociechy, jak opiekować się dzieckiem itp.
A zimą? Można było spędzić czas na lodowisku albo udać się do palmiarni. Tak, tak, taki przybytek również znajdował się w parku. Przyciągał nie tylko egzotycznymi roślinami, ale i organizowaniem wystaw, tak jak ta uwieczniona na zdjęciach z Narodowego Archiwum Cyfrowego.
A skoro już roślin było tu znacznie więcej, niż dziś w całym ogrodzie, nie mogło zabraknąć domków ogrodników. Oto one:
W XVIII wieku Oś Saka miała też budowlę zwana belwederem, z której górnego tarasu roztaczał się widok na całe założenie. Dziś jego rekonstrukcję można oglądać w parku miniatur. Podobnie zresztą, jak drewniany Teatr Letni, który spłonął we wrześniu 1939 roku.
Jedyną pamiątką po tych „wielkich nieobecnych” jest nazwa sąsiedniego osiedla Za Żelazną Bramą. Nawiązuje ono do paradnej bramy prowadzącej do ogrodu Saskiego od zachodu. Można ją zobaczyć na obrazie Canaletta.
Oś Saska, czyli zaprojektowane w czasach Augusta II założenie – jakkolwiek efektowne i porządkujące przestrzeń – z biegiem lat stawało się coraz bardziej kłopotliwe z powodów komunikacyjnych. Dlatego w 1935 roku ogłoszono konkurs na regulację placu Piłsudskiego wraz z przyległymi dzielnicami. W warunkach konkursu znalazło się wpuszczenie ruchu kołowego (oraz metra) w tunel przekopany od placu Żelaznej Bramy, pod ogrodem Saskim i placem Piłsudskiego a kończący się mostem u wylotu ulicy Karowej. Nie był to zresztą pierwszy przypadek propozycji przekopania tunelu pod Ogrodem Saskim – kilka lat wcześniej proponował to też Tadeusz Tołwiński.
W odpowiedzi na konkurs wpłynął m.in. projekt Kazimierza Tołłoczki i Jana Kukulskiego, zakładający stworzenie na wschodnim skraju Osi Saskiej wielkiego Placu Niepodległości. Wypadałby tam, gdzie dziś znajduje się skwer ks. Twardowskiego przy Karowej i Krakowskim Przedmieściu. Pod kilof musiałyby pójść zabudowania ss. Wizytek, kamienica „Kuriera Warszawskiego”, wiadukt Markiewicza i gmach Warszawskiego Towarzystwa Higienicznego. W zamian pod powierzchnią znalazłyby się dwupiętrowe stacje metra oraz tunel, a na powierzchni – m.in. złocona figura Nike. Jak wiemy, projekty spoczęły w szufladzie.
I wreszcie powojenny pomysł, który nie doczekał się realizacji. Mowa o Łuku Zwycięstwa, zaprojektowanym przez Marka Leykama. Z powodów polityczno-towarzyskich budowę wstrzymano po oznaczeniu miejsca, gdzie ma stanąć łuk w 1956 roku. Kiedy zmienił się klimat i nowy (odwrócony) łuk zaproponowało małżeństwo ceramików Heleny i Lecha Grześkiewiczów. Choć jego elementy były gotowe, z budowy nic nie wyszło, a fragmenty trafiły do prezbiterium katedry polowej na ul. Długiej i do kościoła w podlaskiej Bobrówce.
A tu możesz wybrać się na spacer śladami innych artystyczno-politycznych współprac. Niektóre z nich miały tragiczny finał.
Zapewne słyszałeś o bodaj najsłynniejszej kobiecie architekcie. Nazywała się Zaha Hadid, była z Izraela i projektowała budynki całkowicie wyabstrahowane z otoczenia. Słowem: miała w szufladzie (czy też raczej – na dysku komputera) masę projektów, które proponowała potencjalnym kontrahentom, całkowicie nie przejmując się, co stoi wokół.
A wspominam Ci o niej, bo chcę pokazać przykład zupełnie odwrotny. Kiedy pod koniec XX wieku Marek Budzyński otrzymał zlecenie zaprojektowania Biblioteki Uniwersyteckiej na Powiślu… przypomniał warszawiakom o Osi Saskiej.
Profesor wyliczył, że przedłużając wyrysowaną na planie Warszawy w XVIII wieku oś w stronę wschodnią, [Oś Saska 2.0] przechodziłaby tuż obok projektowanego przez niego, nowoczesnego gmachu biblioteki.
A skoro tak, częścią projektu stało się wytyczenie jej w bruku po północnej stronie budynku, gdzie można po niej chodzić po dziś dzień. Zobacz:
Właśnie takie nieszablonowe pomysły są często punktem wyjścia do działań, jakie organizuję wspólnie z samorządami różnych dzielnic i miast. Jest tylko jeden feler: niektóre są tak popularne, że większość nakładu potrafi rozejść się w jedną noc (jeśli jest to Noc Muzeów). Znajdziesz je tutaj.
Odkąd na początku XX wieku ogrodową część Osi Saskiej od koszar mirowskich oddzieliły dwie potężne hale targowe, dyskutowano nad słusznością tej decyzji. Ostatecznie jednak kontrowersje ustały, bo miasto musiało się rozwijać, również handlowo, a taki sposób był i bezpieczny i higieniczny. Zwłaszcza, że produkty, które mogły pachnieć mniej przyjemnie – zgodnie ze średniowieczną jeszcze zasadą – sprzedawano wyłącznie w jednej, wschodniej hali (dziś – Hali Gwardii).
Położony dosłownie na skraju getta teren po wojnie przedstawiał dość opłakany widok. Musiało minąć dwadzieścia lat, nim wyrosły – ultranowoczesne w tych czasach – bloki Osiedla Za Żelazną Bramą (jeśli nie czytałeś: tu akcję swojej powieści „Jak zawsze” umieścił Zygmunt Miłoszewski, bardzo Ci ją polecam). Ale widok z meandrującej w tej okolicy Marszałkowskiej oraz ogrodu Saskiego cały czas prezentował się nie dość godnie.
Co było robić? Zmienić perspektywę, a dokładniej – to, co będzie widoczne na zachodnim krańcu założenia znanego jako Oś Saska. Pomysł, na który się zdecydowano, brzmiał dość nieprawdopodobnie, ale się powiódł. Polegał na obróceniu pałacu Lubomirskich, stojącego bokiem do osi w taki sposób, by stanął na jej środku. Żeby tego dokonać, trzeba było odciąć boczne oficyny od korpusu głównego, odciąć bryłę pałacu od fundamentów i umieścić na torach. Po wcześniejszym umieszczeniu jej na specjalnych kratownicach.
Cała operacja trwała od końca marca do połowy maja 1971 roku. Skwapliwie udokumentowała ją m.in. sąsiadka z osiedla, Grażyna Rutowska. Jej zdjęcia znajdziesz w Narodowym Archiwum Cyfrowym. Poniżej próbka w postaci spaceru, jaki przygotowałam dla tej instytucji.
Przed pałacem Lubomirskich, stojącym – jak już wiesz – na Osi Saskiej – stoją posągi czterech lwów. Wbrew pozorom nie zawsze tak było. Lwów nie zobaczysz na przedwojennych zdjęciach, kiedy jeszcze pałac stał w innej osi. Trafiły tutaj dopiero po obróceniu gmachu w latach siedemdziesiątych. Skąd się wzięły? Z innej osi – tej wytyczonej w czasach Stanisława Augusta.
Tam całą południową pierzeję alei Wyzwolenia w latach międzywojennych zajmowało gigantyczne gmaszysko Ministerstwa Spraw Wojskowych Zaprojektował je Czesław Przybylski, architekt odpowiedzialny za wiele warszawskich budowli, od Teatru Polskiego po Dom Bez Kantów.
Tu zobaczysz więcej ciekawostek o tym trakcie:
Profesor Czesław Przybylski często współpracował z jednym, konkretnym rzeźbiarzem. Był nim Mieczysław Lubelski, autor m.in. płaskorzeźby Hipokratesa nad wejściem do Państwowego Zakładu Higieny przy ul. Chocimskiej (a później również łódzkiego pomnika Tadeusza Kościuszki). Jego wnuczką była znana Ci na pewno z „Misia” Krystyna Podlewska, być może też bywasz w „Szklarni” w Domu Funkcjonalnym na Saskiej Kępie – to dawna pracownia tego rzeźbiarza.
Nie inaczej było tym razem: to właśnie Mieczysław Lubelski jest autorem czterech kamiennych lwów, które pilnowały wejścia do Ministerstwa Spraw Wojskowych, a z czasem trafiły na Oś Saską, przed Pałac Lubomirskich.
Dziś Oś Saska, a dokładniej Pałac Lubomirskich przyciąga przedsiębiorców bo ma tu swoją siedzibę Business Center Club. Przedstawiciele świata biznesu chętnie korzystają z oferty gier integracyjnych, których ważnym elementem jest miasto. Zobacz całą ofertę.
Kontakt