Autor - Hanna Dzielińska
Pierwszy zegar w przestrzeni Warszawy pojawił się zapewne jeszcze w XV wieku, na wieży ratuszowej, na rynku. Ale historia tych, które do dzisiaj odmierzają warszawiakom czas o ponad cztery stulecia krótsza. Zapraszam na spacer, którego rytm wybijają wskazówki miejskich zegarów.
1. Najdroższy
To niekwestionowany król stołecznych zegarów i zapewne jedyny czasomierz, o którym przewodnicy opowiadają swoim gościom. Nic dziwnego: jego początki (a dokładniej: jego poprzednika) sięgają najpewniej 1622 roku i przez stulecia zajmowali nim królewscy zegarmistrzowie, wśród nich najbardziej znany – Franciszek Gugenmus.
Wskazówki zegara zatrzymały się 17 września 1939 roku równo o 11.15. Stało się to w następstwie wybuchu pocisków zapalających, jakimi Niemcy zaatakowali Zamek. Królewska rezydencja przestała istnieć – wysadzona w powietrze – pięć lat później.
Po wojnie warszawiacy nie mieli wątpliwości: historyczna zabudowa musi wrócić. O ile decyzja o odbudowie Starego Miasta zapadła prędko, o tyle na zgodę na odbudowę Zamku trzeba było czekać aż do 1971 roku. Kiedy ją podjęto, wiadomo było, że konieczna będzie również rekonstrukcja wieżowego zegara.
Sytuacji nie ułatwiał fakt, że w tym czasie w Polsce nie działały już żadne zakłady specjalizujące się w produkcji zegarów wieżowych. Ostatni – w Srebrnej Górze – zamknięto z powodu… niewygodnych politycznie klientów. Były nimi, nie inaczej, katolickie parafie.
Nie brakowało jednak chętnych, którzy samodzielnie podjęliby się realizacji prestiżowego zlecenia. W końcu jednak sprawę w swoje ręce wziął Cech Złotników, Zegarmistrzów, Optyków, Grawerów i Brązowników i powołał Zespół Budowy Zegara. W debatach o pożądanej formie i mechanizmie królewskiego czasomierza brali udział nie tylko rzemieślnicy (mistrzowie w swoim fachu), ale też historycy sztuki, architekci, a nawet dwójka franciszkanów. Tych ostatnich zaproszono nieoficjalnie, bo to oni całkiem skutecznie zajmowali się zegarem na wieży klasztoru w Niepokalanowie.
Ostatecznie zdecydowano, że mechaniczny zegar nie będzie powiązany (tzw. siecią czasu) z zegarami w salach zamkowych – takie plany storpedował Jan Zachwatowicz argumentując, że zwiedzając królewskie komnaty turyści mają zapomnieć o upływającym czasie. Czasomierz miał składać się z czterech tarcz, na każdej z nich umieszczono złote słońce. Ale ale, przyjrzyj się uważnie: wyraz twarzy każdego z tych słoneczek jest inny! Żeby wykonać elementy złocone, trzeba było zużyć czternaście kilogramów kruszcu.
Uruchomienie zegara na zamkowej wieży – co nastąpiło 19 lipca 1974 roku – zgromadziło na Starówce tłumy warszawiaków. Symboliczne przywrócenie królewskiej siedziby odbudowującemu się miastu relacjonowali dziennikarze i reporterzy Polskiej Kroniki Filmowej. Jeśli chcesz poczuć się częścią tego wydarzenia, wybierz się na bezpłatną, stałą wystawę „Zniszczenie i odbudowa Zamku Królewskiego” w podziemiach budowli. Jeśli zapytam Cię, o której zegar ponownie zaczął wybijać godziny, pewnie nie będziesz mieć problemów z odpowiedzią. O 11.15 czyli tej samej, kiedy zatrzymały się jego wskazówki w 1939 roku.
A dziś każdego dnia o 11.15 z zamkowej wieży, na trzy strony świata, rozbrzmiewa hejnał Warszawy. Z kolei niedziałające zegary na zamkowej ekspozycji zatrzymane są na tej ważnej dla Zamku godzinie.
Instytut Głuchoniemych i Ociemniałych, plac Trzech Krzyży
Przechodzisz czasem o pełnej godzinie przez plac Trzech Krzyży? Nie pamiętasz? Zapewniam Cię, że jeśli by tak było, na pewno byś o tym nie zapomniał. Nie pozwoliłby Ci na to zegar znajdujący się w tympanonie Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych. Co godzinę wygrywa on początek „Pierwszej brygady”!
Sam Instytut został założony przez księdza Jakuba Falkowskiego w 1817 roku. Kapłan, który na podlaskiej wsi po raz pierwszy zetknął się z niesłyszącym chłopcem, Piotrem Gąsowskim, przejął się losem młodzieńca i postanowił mu pomóc. Wsparcia szukał w placówce dla głuchych w Berlinie, ale metody pracy starannie trzymano w tajemnicy. Ostatecznie drogą prób i błędów zaczął wprowadzać chłopca w codzienne życie.
Budowę gmachu, który początkowo składał się tylko ze środkowego skrzydła, zakończono w 1827 roku. Najpewniej kilkanaście lat później nad wejściem pojawiła się tarcza zegara. Wprawiony w ruch w połowie XIX wieku nigdy nie przestał działać: przetrwał powstanie styczniowe, okupację i powstanie warszawskie. W skali miasta to absolutny unikat.
Piekarska
Szkoda Ci, że w Warszawie nie mamy zegara z ruchomymi elementami, pod którym co godzinę – jak w czeskiej Pradze, gromadziłyby się tłumy gapiów? To prawda, spektakularnych realizacji tego typu brak, co dziwi tym bardziej, że królem, który własnoręcznie robił rozbudowane zegary z poruszającymi się postaciami był… Zygmunt III Waza. To chyba najbardziej uzdolniony artystycznie monarcha w naszej historii (jego prace możesz zobaczyć m.in. w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej)
Ale nie wszystko stracone. Nomen omen nieopodal kolumny Zygmunta III Wazy, na rogu Piekarskiej i Podwala – obecnie ten odcinek nazywa się międzymurzem Jana Zachwatowicza – wisi wyjątkowy zegar. Kolejne godziny wyznaczają znaki zodiaku. Jeśli poczekasz do pełnej godziny… dobrze zgadujesz, zegar ożyje, pewne elementy zmienią swoje położenie! A to wszystko przy dźwiękach melodii do wiersza Marii Konopnickiej „A jak poszedł król na wojnę”. Czemu właśnie tego utworu?
Stojąc przed zegarem i czekając na pełną godzinę, rozejrzyj się wokoło. Po chwili na rogu ulic dostrzeżesz głaz z inskrypcją. Napis głosi, że właśnie tutaj stał dom, w którym przez kilka lat mieszkała autorka „Szkolnych przygód Pimpusia Sadełko”.
Lokalizacja czasomierza też nie jest przypadkowa: w podniesionej z gruzów siłami rzemieślników kamienicy przez kilkadziesiąt lat działało Muzeum Rzemiosł Artystycznych i Precyzyjnych. Tam to dopiero były zegary!
Gołębnik, ul. Puławska/Morskie Oko
Do kolejnego zegara zabieram Cię na Mokotów. Powojenny czasomierz zdobi XVIII-wieczny gołębnik zaprojektowany przez Szymona Bogumiła Zuga. Odchodząca od Puławskiej malownicza, schodząca w dół uliczka Morskie Oko prowadzi prosto do odbudowanego pałacu Szustrów, ale gołębnik ma jeszcze dłuższą historię. Był częścią założenia parkowo-pałacowego należącego do Izabeli Lubomirskiej.
W dwudziestą piątą rocznicę wyzwolenia Warszawy Cech Złotników, Zegarmistrzów, Optyków, Grawerów i Brązowników m. st. Warszawy ufundował i wykonał zegar, który działa do dziś. Pięć lat później (czyli w 1974 roku) opiekę nad nim objęła zegarmistrzowska rodzina Siudymów.
W każde popołudnie, o 17.00, rozlega się napisany podczas powstania warszawskiego „Marsz Mokotowa” Od lat utwór ten stał się nieformalnym hymnem dzielnicy. Autorów melodii i słów przypomina też umieszczona na jeden ze ścian gołębnika tablica.
Pałac Kultury i Nauki
I na koniec zegar, który widać niemal z całej Warszawy. Mowa oczywiście o cyferblatach umieszczonych na wieży Pałacu Kultury i Nauki, dla wielu przyjezdnych oraz bardzo świeżych warszawiaków, stanowiących znaczące ułatwienie w orientacji w mieście.
Wbrew pozorom pomysł umieszczenia tarcz zegara na wysokości 160 metrów zrealizowany został dopiero na przełomie wieków. Zegar milenijny to prawdziwy kolos: dłuższa wskazówka ma ponad 3,5 metra długości, tarcza liczy 6 metrów. To też najnowocześniejszy z miejskich czasomierzy, jego prawidłową pracą steruje… satelita. Dlatego też zmiana czasu dokona się tutaj bez udziału pracownika budynku ani nadzoru zegarmistrza.
Jeśli chcesz poznać Warszawę nieoczywistą, dowiedzieć się o miejscach, które mijasz, ale nic o nich nie wiesz, zapraszam do kontaktu. Pokażę Ci całkiem nowe oblicze miasta (nawet, a może zwłaszcza, jeśli jesteś jego mieszkańcem).
Kontakt