Autor - Hanna Dzielińska
To zdjęcie było pretekstem do powstania artykułu. Zrobione spod Rotundy pokazuje pawilon, którego próżno szukać choćby w pamięci warszawiaków średniego pokolenia. Może nie powinno to dziwić: w końcu pawilon „Śródmieście” bo o nim mowa, powstał jako prowizoryczny i szybko (po kilkunastu latach) zniknął z mapy Warszawy. Miejsce otwartego w 1957 roku pawilonu na początku lat 70. zajęła postępująca w błyskawicznym tempie budowa hotelu „Forum”. Dziś obiekt pod nowym szyldem funkcjonuje jako hotel Novotel Warszawa Centrum.
Nie powiem, żebym kojarzyła ten przeszklony, lekki pawilon od zawsze. Natknęłam się na jego zdjęcia kilka lat temu, przeglądając przed spacerem zbiory Narodowego Archiwum Cyfrowego. W sumie nic dziwnego, że ma bogatą dokumentację: zaprojektowany przez Tadeusza Tomickiego i Ryszarda Trzaskę pawilon handlowy „Śródmieście” stał się swoistym punktem odniesienia i wzorem dla kolejnych podobnych konstrukcji rozsianych nie tylko po centrum (dość wspomnieć choćby pawilon Chemii na Brackiej czy stojącą na przeciwległym rogu Cepelię).
Przeszklona, prosta bryła realizowała potrzebę nowego sposobu ekspozycji towarów: takiego, żeby towar niejako wychodził do klienta. W sumie sięgający aż do Nowogrodzkiej pawilon składał się z siedmiu osobnych części różnej wysokości. Łączył je plan (kwadratu), materiał (szkło) i płaskie dachy. W każdej z nich sprzedawano inny asortyment, a zatarciu granicy między chodnikiem a wnętrzem pawilonu posłużyło m.in. użycie jako posadzki…identycznych płyt chodnikowych.
Teraz dla odmiany zdjęcie, na którym miasto wygląda tak, jak dzisiaj. Noo, prawie. Przynajmniej w tym kadrze Tadeusza Rolkego plac Zamkowy wygląda jak współcześnie. Odbudowany do połowy lat pięćdziesiątych w szacie barokowej, podkreśla złoty wiek Warszawy z czasów po przenosinach królewskiego dworu z Krakowa.
Ale to pozory: gdyby fotograf lekko przesunął się w lewo, za modelką byłaby przerażająca pustka, jaka została po nieodbudowanym do lat siedemdziesiątych Zamku Królewskim. Podjęta błyskawicznie po wojnie decyzja o odbudowie Starego Miasta nie obejmowała odbudowy królewskiej rezydencji. Na tę ostatnią trzeba było czekać kolejne dwie dekady, podczas których wielokrotnie zmieniała się koncepcja, jak Zamek powinien wyglądać. Największym orędownikiem jego odbudowy był profesor Stanisław Lorenz, którego 120. rocznica urodzin minęła kilka dni temu.
Stare zdjęcie mówi nam jeszcze o czymś zupełnie innym: modelka (o gibkości nieporównywalnej z autorką tekstu?) stoi na wysepce pomiędzy jezdniami. Powód? Na placu Zamkowym – co widać za jej plecami – znajduje się bowiem pętla autobusowa. Cały plac jest też dostępny dla samochodów, co więcej – otoczenie zasłoniętej przez modelkę kolumny Zygmunta często zmienia się w gigantyczny parking (co wiemy z innych zdjęć z tego czasu).
Dzisiaj cała przestrzeń pomiędzy kościołem Św. Anny przy Krakowskim Przedmieściu a ścianą Zamku Królewskiego jest zamknięta dla samochodów, o autokarach nie wspominając.
Tego zdjęcia nie szukaj na wystawie „Fotografie warszawskie”. To znaczy – owszem, ale nie wisi na ścianach, jest wyświetlane z projektora w ostatniej przestrzeni. I gdyby nie podpis na ścianie, wielu widzów – nie wykluczając niżej podpisanej – miałoby problem z rozpoznaniem tego miejsca.
A przedstawia kaplicę św. Wincentego à Paulo na Ordynackiej. Budynek, który widać na zdjęciu z końca lat pięćdziesiątych powstał w latach osiemdziesiątych XIX wieku, a dwie dekady później rozbudował go sam Stefan Szyller. Nazwisko tego architekta zapewne nie jest Ci obce: to on projektował m.in. Zachętę, gmach główny Politechniki Warszawskiej czy architektoniczną oprawę mostu Poniatowskiego.
Początkowo dom mieścił Bractwo Panien Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo i był miejscem, gdzie dzieci czekały na adopcję albo przyjęcie do sierocińca. Z czasem działalność się rozwinęła i objęła kompleksową opiekę nad ubogimi, nie tylko dziećmi. Równocześnie kaplica – to właśnie o nią rozbudował dom Stefan Szyller – uchodziła za jedno z najelegantszych miejsc w stolicy na zawarcie związku małżeńskiego.
Do II wojny światowej ten fragment Ordynackiej prezentował się zupełnie inaczej niż dziś. Na wprost kaplicy znajdował się okrągły budynek cyrku Staniewskich, zaś perspektywę ulicy ( na zdjęciu byłaby po prawej stronie) zamykała sylweta Konserwatorium Muzycznego. Oba budynki nie przetrwały działań wojennych. Kaplica, choć częściowo zniszczona, została rozebrana na początku lat sześćdziesiątych. Dzisiaj – jak widać na współczesnym zdjęciu – w jej miejscu nic nie zbudowano, a po prawej widać nowoczesną dobudówkę kamienicy mieszczącą Instytut Fryderyka Chopina.
Przed pałacem Ostrogskim Ewa Fichtner, modelka Mody Polskiej pozowała fotografowi w 1965 roku. Za jej plecami, po drugiej stronie Tamki trwała właśnie budowa dziesięciopiętrowego biurowca z trzypiętrowym pawilonem od frontu. Wkrótce miało się tam wprowadził Biuro Studiów i Projektów Handlu Wewnętrznego.
Gdybyśmy w to samo miejsce przyszli kilka miesięcy temu, widok za plecami modelki byłby… nawet jeśli nie identyczny, to bardzo podobny. Dlaczego? Miejsce rozebranej wieży i brzydko starzejącego się pawilonu zajęła budowa hotelu niemieckiej sieci Motel One. O ile jednak przed starym biurowcem było trochę przestrzeni, hotel szczelnie wypełnił działkę i sięgnie aż do samej ulicy. Porównując oba zdjęcia łatwo to zresztą uchwycić.
Na wpół księżycowy krajobraz ze zdjęcia przedstawiającego Alinę Szapocznikow łatwo zlokalizować. W tle widać bowiem charakterystyczną, odbudowaną w romańskim kształcie wieżę kościoła Panny Marii na Przyrynku. Artystka, która w Polsce była od 1950 do 1963 roku miała swoją pracownię na Brzozowej i to tu powstała fotografia wykonana przez Tadeusza Rolkego.
Wschodnia część zabudowy ulicy, składająca się ze starych spichlerzy przekształconych w domy mieszkalne, została mocno zniszczona w 1944 roku. Jej odbudowa rozpocznie się dopiero w 1962 roku, często z niewielkim uproszczeniem detalu architektonicznego.
Pracownia Aliny Szapocznikow nie była jedyną pracownią artystyczną w obrębie Starego Miasta. Było ich tu kilkadziesiąt, jest – kilkanaście. Do dziś jedną z nich, należącą do zmarłego przed dwoma laty Zbigniewa Maleszewskiego, można zwiedzać niemal po sąsiedzku, na dole Kamiennych Schodków przy ulicy Bugaj. Na pewno trafisz tam bez trudu: drogę wskażą Ci dziesiątki rzeźba znajdujących się w ogrodzie. Warto, to prawdziwie magiczna przestrzeń!
To zdjęcie było najtrudniej wykonać: aż dziw, że nie widać nerwowego rozglądania się, czy przypadkiem nic nie nadjeżdża?. W 1956 roku, gdy zdjęcie robił Tadeusz Rolke, pewnie nie wiadomo było jeszcze, co znajdzie się w podnoszonym z gruzów gmachu Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego. Instytucji „bezdomnych” co oczywiste, było wówczas więcej.
Przedwojenne Muzeum Etnograficzne miało w swojej historii różne lokalizacje. Zaczynało przy ogrodzie zoologicznym (jeszcze w XIX wieku), a po jego likwidacji mieściło się przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa. Adres? Krakowskie Przedmieście, między kościołem Św. Anny a Resursą Obywatelską (dziś Dom Polonii). To to sama placówka, w której pierwsze eksperymenty prowadziła młoda Maria Skłodowska.
W 1939 roku etnografowie uzyskali od prezydenta Stefana Starzyńskiego opuszczony przez Muzeum Narodowe lokal przy ulicy Podwale. Wprowadzić się już nie zdążyli, bo… stracili zbiory w wyniku zbombardowania siedziby przy Trakcie Królewskim. Po wojnie odrodzili się pod nową nazwą – Muzeum Kultur Ludowych i przenieśli do pałacyku Brühla na Młocinach. W 1949 roku gotowa były pierwsza wystawa. Wkrótce placówka zyskała… pływającą filię. Na pokładzie dwóch barek towarowych ekspozycje odwiedziły 180 miejscowości. Tournée trwało do końca lat pięćdziesiątych, muzeum miało już wtedy kolejną nazwę Muzeum Kultury i Sztuki Ludowej.
W kolejnej dekadzie uzyskało nazwę, którą nosi do dziś oraz widoczny na zdjęciach budynek przy ulicy Kredytowej. Przeprowadzka trwała do 1973 roku.
Sam budynek – odbudowany w historycznej formie – nosi wyraźną inspirację architekturą Wenecji. Henryk Marconi wzorował się na gmachu Nowych Prokuratorii stojących przy placu Świętego Marka.
Jak Ci się podoba spojrzenia na Warszawę przez pryzmat zdjęć fotografa, który przez kilkadziesiąt lat dokumentował życie miasta? Mam nadzieję, że zdjęcia Artura Wosza prowadzącego portal Cuda krowskie i moje krótkie wyjaśnienia pomogą Ci uważniej spojrzeć na zmieniającą się stolicę. O wystawie w Domu Spotkań z Historią przeczytasz tutaj, a jeśli chciałbyś wybrać się na spacer innym nieoczywistym szlakiem, zapraszam do kontaktu.
Kontakt