Autor - Hanna Dzielińska
„Laski, piaski i karaski” mawiał z szelmowskim uśmiechem jeden z moich wykładowców na historii sztuki tłumacząc, jak postrzegane jest Mazowsze. Że niby nic tu nie ma. Można by pewnie polemizować, ale nie tym razem. Drogi warszawiaków spragnionych wody często prowadzą na Mazury. Zatem zaczynamy od tego kierunku.
Jadąc na Mazury warto zrobić postój w Parku Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie. Z racji na pandemię dobrze jest sprawdzić, o której godzinie startuje oprowadzanie. Ja trafiłam tu na półtorej godziny przed zamknięciem, w zeszłoroczny czerwcowy długi weekend. Dzięki temu przewodnik – sypiący jak z rękawa ciekawostkami przyrodniczymi – był tylko dla naszej trójki. Ale i bez tego byłaby to niezapomniana przygoda. Powód? Obcowanie ze zwierzętami w warunkach zbliżonych do naturalnych pozwala się wyciszyć, zrelaksować i uspokoić.
Nie mówiąc już o tym, że stanięcie oko w oko z rysiem (co tam, że z nim akurat przez siatkę), obchodzenie na paluszkach siedzącego spokojnie jelenia Milu czy próba umknięcia przed czujnym wzrokiem śledzącej Cię wielkiej białej sowy to wielka frajda nie tylko dla miłośników Hedwigi?. Aha, jeśli nie wiesz o co chodzi – przeczytaj wreszcie sagę o Harrym Potterze.
Po sąsiedzku znajduje się pięknie położona restauracja, ale pamiętaj, że bez rezerwacji nie uda Ci się w niej pożywić.
Wcześniej na trasie z Warszawy leży też:
O tym miejscu związanym z Konstantym Ildefonsem Gałczyńskim na pewno słyszałeś. Ale może nie dotarłeś jeszcze do malowniczo położonej, nad samym jeziorem Nidzkim leśniczówki, w której panuje prawdziwie magiczny klimat. Czekając na możliwość wejścia do środka możesz przysiąść i porozmawiać z K.I.
Możesz też spróbować swoich sił na scenie albo wdać się w konwersację z Zieloną Gęsią, której tutaj zabraknąć nie mogło. Nie zdziw się: bilet uprawniający do zwiedzania leśniczówki nie należy do najpoważniejszych. Nic dziwnego – w końcu absurdalia i zabawy językiem to znak rozpoznawczy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Zobaczysz tu zaaranżowany warszawski gabinet Mistrza, cymelia, rękopisy, nie zabrakło też kopii głowy Niobe z Nieborowa.
A potem możesz wybrać się na przechadzkę wokół jeziora. Uwaga: oznaczenia są, delikatnie mówiąc, fantazyjne, zatem zarezerwuj czas, na wypadek, gdybyś się zgubił.
W pobliżu: Krzyże, Ryn
O innych jeziorach i położonych nad nimi mekkach żeglarzy opowiem Ci może innym razem, teraz pora na:
W dawnej kwaterze Hitlera w mazurskich lasach byłam ostatnio chyba jako dziecko. I zapamiętałam, że rodzice zostawili mnie przy wejściu z jakimś lokalnym opiekunem tłumacząc, że te historie nie są dla dzieci. Wróciłam przed rokiem i polecam każdemu. Aha, zwłaszcza tym, którym trudno oderwać się od ekranu (zasięg jest tu słabiutki, a w hotelu wifi brak, co z szelmowskim błyskiem w oku anonsuje recepcjonista). Sam hotel, dawniej kwatera ochroniarzy Adolfa Hitlera, jest doskonałą bazą wypadową do poznawania okolicy. Niedawno wyremontowany, dysponuje też klimatyczną restauracją.
Jeśli byłeś w Wilczym Szańcu kilka lat temu, uwierz, wiele się zmieniło (to wynik moich rozmów z bywalcami oraz analizy zdjęć). Od pewnego czasu obiekt jest zarządzany przez Lasy Państwowe, które różnymi sposobami starają się zachęcić do zwiedzania jak najszersze spektrum gości. Powoli odsłaniane są kolejne gigantyczne, żelbetowe konstrukcje, iluminowane i łączone dyskretnym chodnikiem, po którym łatwo przejść nawet z dziecięcym wózkiem.
Co i raz dodawane są nowe atrakcje: w 2020 roku była to rekonstrukcja sali, w której doszło do zamachu na Adolfa Hitlera. Całość zrobiona jest pomysłowo i z zaangażowaniem, co przekłada się też na liczbę zwiedzających. Słowem: jeśli przyjedziesz w długi weekend w środku dnia, możesz utknąć w kilkukilometrowej kolejce do kasy. Unikniesz jej przyjeżdżając z samego rana albo nocując na miejscu (co osobiście polecam).
Od niedawna działa też aplikacja, która pomoże Ci poznać to miejsce. Znajdziesz ją tu (klik).
W pobliżu: Rapa, Mamerki
Zupełnie inne klimaty znajdziesz przy dawnym pałacu von Hoverbecków nieopodal Reszla (aha, przed przyjazdem na te tereny dobrze przypomnieć sobie „Pana Samochodzika”?.
O manufakturze kafli historycznych przeczytałam w „Twoim Stylu” dobrych kilka lat temu. Zachwyciły mnie piękne stare wzory, które nowe właścicielki zdecydowały się odtwarzać na Mazurach. Potem zobaczyłam je na własne oczy – i Ty też możesz – w pałacu Pod Blachą czyli dawnej rezydencji księcia Józefa Poniatowskiego. Jeśli bliżej Ci do morza, piec odtworzony w Nakomiadach zobaczysz w Domu Uphagena w Gdańsku.
Do Nakomiadów w pół godziny dotrzesz z Reszla, taka sama odległość dzieli Cię od Św. Lipki. Jest tu luksusowo wyposażony pałac pełniący funkcję hotelu oraz manufaktura w zabudowaniach gospodarczych. A w niej – zaczarowany świat! Jeśli będziesz mieć szczęście i trafisz na moment, kiedy nie ma ludzi, możesz zostać oprowadzony i z ust specjalistki usłyszeć, jak powstają te ceramiczne kafle, piece, czajniczki, lampy, kubki itd. To wyjątkowe miejsce, którego sława poniosła się już po świecie.
Jeśli masz w domu miejsce i lubisz takie cacka, zarezerwuj fundusze i przywieź sobie jakiś drobiazg. Aha, obok pałacu, za murem, są urocze rabatki, pomiędzy którymi możesz poczuć się jak w zakonnym ogrodzie. Bardzo relaksujące miejsce! Nie nastawiaj się natomiast na kulinarne szaleństwo: nie ma tu gdzie się pożywić.
W pobliżu: Św. Lipka, Reszel
Teraz coś dla tych, którzy wybierają się z Warszawy nad morze.
Grudziądz
Jadąc na północ warto zatrzymać się w Grudziądzu. Może ułanów już tu dzisiaj nie spotkasz (nie wiesz o co chodzi? W dwudziestoleciu międzywojennym tu była stolica polskiej kawalerii. Świadczy o tym nawet mało elegancka rymowanka: „D…y mają jak z mosiądza/To ułani są z Grudziądza”), choć jeden z dziewczyną stoi na murach, ale i tak nie pożałujesz wizyty.
W położonym nad Wisłą mieście jest niezwykle malowniczo. Sam zobacz:
Jest tu kolegiata o średniowiecznych korzeniach i freskach wydobytych przez konserwatorów, a na wzgórzu nieopodal Rynku wznosi się donżon i dobrze wyeksponowane pozostałości zamku, w tym dom komtura. Roztacza się stamtąd zresztą piękny widok na rzekę i Stare Miasto. A nad brzegiem Wisły dominują potężne, przeprute małymi okienkami spichlerze. W jednym z nich jest zresztą muzeum.
Ciekawym pomysłem jest zebranie tabliczek z różnych miast (czasem z zagranicy) z napisem „ulica Grudziądzka”. Spragnieni kontaktu z autorytetami mogą przysiąść się do siedzącego na ławce w Rynku Mikołaja Kopernika, Grudziądz to też prawdziwy raj dla miłośników architektury. Piękne secesyjne kamienice czy zabudowania z nieobecnym na Mazowszu pruskim murem przyciągają wzrok i sprawiają, że można tu zabawić dobrych parę godzin.
I jeszcze jedno miejsce kiedy jedziemy na północ, choć może trochę inną drogą.
Dawno, dawno temu, kiedy po raz pierwszy wybrałam się w wakacje na Dolny Śląsk, części noclegów postanowiłam nie rezerwować tylko pójść na żywioł. I tak odkryłam, że miejscami, gdzie nawet w szczycie sezonu znajdzie się wolny pokój, są uzdrowiska. Nie nie, nie proponuję Ci tutaj krótkiego wypadu aż pod czeską granicę (choć jest tam przepięknie), ale… może chociaż do Ciechocinka? Wbrew pozorom wcale nie trzeba być rekonwalescentem, ozdrowieńcem po koronawirusie ani seniorem, żeby znaleźć tam wartość.
Wiesz, że Park Zdrojowy projektował Franciszek Szanior? To ten architekt krajobrazu, któremu zawdzięczamy wygląd parku Ujazdowskiego, Skaryszewskiego czy zieleń na Torze Wyścigów Konnych „Służewiec”. A propos, wiesz, że po tych ostatnich pospacerujesz w ramach gry terenowej którą przygotowałam dla dzielnicy Ursynów na Noc Muzeów 2021? Zagrasz w nią tutaj: LINK DO GRY URSYNÓW.
Ba, przez chwilę w Ciechocinku możesz poczuć się jak pod Tatrami! To za sprawą architektury muszli koncertowej – wygląda jak żywcem przeniesiona z Podhala.
Aha, trzeba też zajrzeć do tężni, ale takich oczywistości nie trzeba Ci przecież tłumaczyć.
Kiedy kilka lat temu studiowałam historię sztuki, usłyszałam opowieść o domku loretańskim w Gołębiu na Lubelszczyźnie. Wiesz co to jest? To domki budowane dla upamiętnienia tego, w którym Maryi objawił się Anioł i poinformował, że będzie matką Boga.
Wybrałam się tam kilka lat temu w środku majówki. Był to strzał w dziesiątkę, bo kiedy do sąsiedniego Kazimierza nad Wisłą trzeba było stać w długaśnym korku, tu była cisza i spokój.
Dalej moja trasa poprowadziła do malowniczej rezydencji Izabeli Czartoryskiej w Puławach. Byłam w niej wcześniej na objeździe z historii sztuki i zapamiętałam, że nie da się zwiedzać bo jest tam uczelnia. Otóż nie: od tego czasu wiele się zmieniło i otwarto Muzeum Czartoryskich – jest naprawdę fantastyczne! Jest w nim miejsce i na opowieści herbowe i na cymelia skrzętnie zbierane przez kolejne właścicielki rezydencji, jest gwóźdź z trumny Anny Jagiellonki i laska marszałkowska Stanisława Małachowskiego. A że trafiliśmy tu tuż przed 3 maja, wrażenie było dodatkowo piorunujące.
Do wizyty zachęca również architektura: żeliwna klatka schodowa to piękne miejsce na zdjęcia, w gorszej kondycji jest (a przynajmniej wtedy był) pałacyk Maryjki. A przecież jest jeszcze budynek pierwszego w Polsce muzeum w Świątyni Sybilli i Domek Gotycki – w parku można spędzić dobre dwie godziny. Gorąco Ci to miejsce polecam, jest miłą odmianą po tłumach w Kazimierzu.
W Warszawie też mamy taki domek, tyle że obudowany murami kościoła. Znajdziesz go na Pradze, przy ul. Ratuszowej.
Na dzisiaj tyle podpowiedzi. To w której stronę ruszasz?
Kontakt