Autor - Hanna Dzielińska
Te schody są zupełnie niebywałe – mają bardzo płytkie, szerokie stopnie. To nie przypadek. Choć dziś spacerują po nich turyści, kiedyś wjeżdżało się po nich konno.
Kiedy w połowie XVI wieku papież kazał harmonijnie połączyć podnóże ze szczytem wzgórza, uwzględniono jeźdźców. Podobnie zresztą, jak w pałacu na Hradczanach w czeskiej Pradze. Tam też do sali na piętrze da się wjechać konno. Mówię Ci o tym, bo chcę Ci dziś opowiedzieć o najciekawszych schodach w Warszawie. Gotowy? To ruszamy.
W Warszawie schodów, po których jeżdżono konno, nie mamy. Ale mamy historię związaną z pewnym jeźdźcem i to bardzo znanym. Mowa o Napoleonie. Na początku XIX wieku był w Warszawie, z okien Zamku Królewskiego zobaczył rzekę i chciał się tam dostać. Najbliższe zejście prowadziło Kamiennymi Schodkami.
To bardzo strome schody, podzielone zresztą ulicą Brzozową na dwie, niełączące się ze sobą części. Można powiedzieć, że to takie połamane schody. Sam trakt prowadzący po skarpie funkcjonował od XVI wieku i służył do noszenia wody z Wisły. Co ciekawe, nie zawsze były to schodki kamienne – długo było to miejsce zapyziałe, pełne błota i odrażających zapachów. Kiedy zjechał do Warszawy Napoleon, okolica nie była reprezentacyjna. Stały tu raptem 2 kamienice. Nie umknęło to uwadze temperamentnego gościa, który głośno wyraził o niej niepochlebne, ale sprawiedliwe zdanie. Choć było położone tuż obok Rynku Starego Miasta (dalej tam są?) to smród był tam przeokropny, jakości tej drogi lepiej było nie komentować.
Przez kilkanaście lat na ulicy Brzozowej, która przecina Kamienne Schodki, miała swoją pracownię słynna rzeźbiarka Alina Szapocznikow. Jak wtedy wyglądała okolica, zobaczysz tutaj (klik).
A z tym wyjątkowym Notesem na Podróże Małe i Duże nauczysz się samodzielnie wyszukiwać smaczków w każdym miejscu, w które zawiedzie Cię los:
Dziś brzmi to kuriozalnie, ale kiedy moi poprzednicy, przewodnicy oprowadzający po Warszawie w latach 50. zabierali grupy na wycieczkę, dla wielu największą frajdą była… podróż ruchomymi schodami z trasy W-Z na plac Zamkowy.
Chociaż w sumie: czy można się dziwić? Zabytki, które dziś cieszą oko, wtedy były dopiero odbudowywane, a takiej nowoczesnej (radzieckiej, a więc niezniszczalnej?) konstrukcji nie było w żadnym innym miejscu w Polsce.
I dzieci i dorośli – nieprzyzwyczajeni do tego typu nowinek – tłoczyli się jak śledzie, za nic mając regulamin (!). Do dziś możesz go zobaczyć, podobnie zresztą, jak zdjęcia jeżdżących schodami szczęśliwców – w gablotach przy górnym wejściu do schodów ruchomych.
Z bliska możesz też zagłębić się w tajniki maszynerii, która odpowiadała za ruch schodów. Znajdziesz ją przy toaletach (do których wejście również znajduje się na szczycie schodów).
Mamy też w Warszawie schody, w które wsiąkła krew. Plamy krwi zobaczysz np. w pałacu Staszica, dziś siedzibie Polskiej Akademii Nauk na Krakowskim Przedmieściu. Spójrz:
Krew powstańcza wsiąkła też w marmurowe schody prywatnej willi w Alei Na Skarpie, całkiem niedaleko od Giełdy Papierów Wartościowych. To dom własny architekta Bohdana Pniewskiego, dziś – Muzeum Ziemi.
Długo nie wiedziano, czemu kłopotliwych plam nie da się niczym zmyć. Dopiero w 1979 roku odkryto, że to ludzka krew. Całą historię tego niezwykłego znaleziska przeczytasz w mini-przewodniku „Opowieści z krypty”. Poniżej możesz go pobrać bezpłatnie.
Przenosimy się do południowej części Śródmieścia. Tu od początku XXI wieku przy biegnącej ku Wiśle ulicy Książęcej stoi siedziba Giełdy Papierów Wartościowych. Wbrew obawom, w godzinach pracy GPW śmiało możesz wejść do środka. Pamiętaj tylko, że wejście znajduje się od strony Książęcej.
Kiedy już upewnimy ochronę, że nie wnosimy do środka niczego niebezpiecznego, zobaczymy przed sobą monumentalną kawalkadę marmurowych schodów. A tuż obok – surową betonową ścianę. Nic dziwnego: łączenie elementów z różnych rejestrów to jedna z cech postmodernizmu. Projektanci –Andrzej Chołdzyński i Stanisław Fiszer – właśnie w tym stylu zaprojektowali ten budynek. Który – dodajmy – świetnie się starzeje.
Ale to nie o nich chciałam Ci powiedzieć. Kiedy wejdziesz (po schodach) do przestronnego hallu, zobaczysz długaśne ruchome schody. Spojrzenie w górę powie Ci, że przenoszą Cię od razu o dwa/trzy, a nie jedno piętro. Nie ruszają się? Nic się nie bój: kiedy tylko się zbliżysz, na pewno się uaktywnią.
A że jesteśmy w budynku Giełdy, to schody prowadzące do góry nazwano Schodami Byka (to zwierzę symbolizuje hossę), a te jadące w dół – Schodami Niedźwiedzia (to symbol bessy). Czemu nazwałam je bezwstydnymi?
Spójrz z boku: widać całą maszynerię, wszystkie łańcuchy, śrubki i inne ustrojstwa, które odpowiadają za ruch schodów. Wywlekanie instalacji na światło dzienne to też cecha postmodernizmu.
GWP to też jedno z dobrych miejsc na firmową imprezę. Inne znajdziesz tutaj (klik).
Teraz udajemy się niedaleko i znów jesteśmy na skarpie, a dokładniej – przy Myśliwieckiej, na tyłach Sejmu. Władze miasta w międzywojniu nie były przekonane, jak zagospodarować ten teren, żeby budowle były bezpieczne. Profesorowie Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej dostali propozycję zakupu po preferencyjnych stawkach. Chodziło o to, by zaprojektowali – sami dla siebie – bezpieczne wille. I tak się stało.
Schodki, o których mówię, to ulica Profesorska. Schodami idziemy między domami, które z góry wyglądają na 2-3 piętrowe, a kiedy idziemy dołem, ujawniają się kolejne kondygnacje. Na niektórych domach wciąż są tabliczki, do kogo te domy należały. Reprezentują różne style architektoniczne i wrażliwość twórców.
Przeważająca część domów wzniesiona jest w stylu dworkowym, ale są i nowoczesne, wręcz awangardowe. Do tych ostatnich zalicza się dom prof. Romualda Gutta zbudowany z szarej cegły cementowej. Na pierwszy rzut oka skromna, a kiedy podchodzimy bliżej, okazuje się, że z tego materiału też można wyczarować prawdziwe cuda.
Z góry na uliczkę prowadzi furtka (zawsze otwarta, wystarczy tylko nacisnąć klamkę), oryginalnie również od dołu miała być odgrodzona furtką i zamknięta. Miał to być plac zabaw dla okolicznych dzieci, ale tego ostatecznie to nie powstało.
Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć o grupie architektów ze szwajcarskiego biura projektowego , którą oprowadzałam po Warszawie jakiś czas temu. Dla nich to właśnie skarpa była największym bogactwem miasta. Takie możliwości – z jednej strony dwie kondygnacje, z innej cztery, jakie to pole do popisu dla projektanta – słyszałam z różnych ust podczas naszej kilkugodzinnej eskapady. Dla mnie skarpa to też doskonałe miejsce do bawienia się w chowanego podczas imprez integracyjnych dla firm. Co ciekawe, można je też prowadzić… online. Zobacz tutaj.
W środku pobliskiego parku Rydza Śmigłego założonego w latach 50. mamy gigantyczny trakt schodów z kolorową fontanną. Park powstał w okolicznościach anegdotycznych. W 1955 roku miał odbyć się w Warszawie Zlot Młodzieży Socjalistycznej i młodzież miała w Warszawie – nie do końca jeszcze odbudowanej – zobaczyć jak najpiękniejsze miasto. W miejscu magnackiej rezydencji zaaranżowano park ze schodami, ciut przeskalowanymi?.
Młodzi ludzie z każdego zakątka socjalistycznego świata mieli przywozić swoje, lokalne sadzonki żeby wzbogacić Warszawę. Jedną ekipę narodową łatwo było rozpoznać z daleka, zwłaszcza wieczorami. To Rosjanie, którzy w klapach nosili świecącą na czerwono broszkę z Leninem. Kto nie chciał, łatwo mógł ominąć, rzecz jasna.
Park i schody istnieją do dziś, to miejsce gdzie kręconych jest większość komedii romantycznych. Po prostu świetnie się po nich ucieka?. Można je tez kojarzyć z sesji modowych – ciągle się tam je organizuje. Miejsce leży z boku od głównych traktów, tłumów tu nie ma; ale fotografowie lub filmowcy są tu stale.
Kontakt