Autor - Hanna Dzielińska
Dzisiejszego tematu nie wybrałam przypadkiem. To właśnie przy tej ulicy mieścił się Hotel Varsovie z powieści Sylwii Zientek, którą serdecznie Ci polecam. Ale to też po prostu trakt, który warto znać, bo skrywa ciekawostki, których pewnie się nie spodziewasz. Jakie? Zobacz:
Dzisiejsza Długa to najszersza ulica Nowego Miasta. Nic dziwnego: od średniowiecza właśnie tutaj zjeżdżały z okolic Warszawy wozy pełne towarów. Była to po prostu ulica targowa. Obrotni rolnicy nie dostarczali płodów rolnych na stragany, tylko handlowali prosto z wozów. Mowa o odcinku pomiędzy Miodową a Freta. Prowadzący do wsi Wielka Wola trakt nazywany był ulicą… Szeroką, a przez pewien czas również Błońską.
Na wprost dzisiejszego Arsenału w latach 20. XVII wieku sprowadziły się siostry brygidki. Przywędrowały tutaj z położonego nieopodal Grójca Lipia i założyły jurydykę (prywatne miasteczko), które na pamiątkę pochodzenia nazwały Nowym Lipiem – Nowolipiem. Kilkadziesiąt lat później królewski architekt Giovanni Battista Gisleni zaprojektował kościół i klasztor w stylu barokowym. Jego wizerunek przetrwał na jednym z obrazów Canaletta.
Nim na początku XIX wieku klasztor zajęły wojska francuskie (i nastąpiła kasata zakonu), siostry nie raz stawiały w trudnym położeniu władze Starej czy Nowej Warszawy. Powód? Dawały schronienie uciekającym przed sprawiedliwością przestępcom.
Tu, gdzie dziś niechlujny parking na rogu Długiej i Bohaterów Getta, na początku XX wieku stanął wielki gmach Pasażu Simonsa. Był to największy budynek handlowy ówczesnej Warszawy, ale próżno było tam szukać domów mody czy salonów sprzedaży biżuterii: tu odbywał się głównie handel hurtowy. Oprócz tego w nowoczesnym, wyposażonym w siedem wind gmachu znajdowała się niezliczona liczba biur, siedzib firm, a także… szkoły (głównie żydowskie) i kluby sportowe. O jednym z nich – sekcji bokserskiej klubu „Makabi” wspomina w rewelacyjnym „Królu” Szczepan Twardoch.
Biznesowo ta inwestycja była strzałem w dziesiątkę. Po kilku zaledwie latach zdecydowano o rozbudowie i w efekcie budynek sięgał niemal do dzisiejszej ul. Barokowej. Bomby trafiły w Pasaż Simonsa jeszcze we wrześniu 1939 roku – w efekcie część budynku rozebrano. Reszta była świadkiem akcji pod Arsenałem – odbicia więźniów przewożonych na Pawiak w marcu 1943 roku. Najsłynniejszym z nich (i powodem akcji) był Jan Bytnar ps. Rudy, charyzmatyczny dowódca hufca „Południe”.
Podczas powstania warszawskiego, 31 sierpnia 1944 nalot niemieckich sztukasów zniszczył resztę Pasażu, grzebiąc pod gruzami prawie 300 osób. Maluteńki skrawem pasażu i symboliczny grób znajduje się na brzegu parku Krasińskich.
Podczas okupacji stojący przy ul. Długiej 29 Hotel Polski stał się pułapką dla warszawskich Żydów. Tych, którzy ocaleli z Wielkiej Akcji Deportacyjnej. To właśnie tu mieli przychodzić ci, którzy chcieli kupić paszporty neutralnych państw (m.in. Peru, Chile, Paragwaju) i zostać wymienieni na jeńców niemieckich. Z nimi można by bezpiecznie opuścić Warszawę. Płatność przyjmowano w gotówce, ale też złocie czy innych kosztownościach.
Dopiero na miejscu okazywało się, że przyszłość nie musi wyglądać tak różowo. Żydzi trafiali do obozów koncentracyjnych w Vittel albo Bergen-Belsen, gdzie – teoretycznie – czekali na wyjazd do krajów neutralnych. Nic takiego jednak nie nastąpiło, prawie trzy tysiące osób ostatecznie wywieziono do Auschwitz. Ocalało jedynie 260 osób. Do dziś w tej historii pozostaje więcej pytań, niż odpowiedzi.
Ledwie kilka kroków dalej, choć po przeciwnej stronie ulicy stoi pałac, którego… mogłeś nie zauważyć. A szkoda, bo jego dekoracja zasługuje na uwagę. Mowa o pałacu Pod Czterema Wiatrami, od lat 30. XX wieku należący do Skarbu Państwa. Co w nim takiego ciekawego: cztery posągi zdobiące ogrodzenie. Zgodnie z nazwą pałacu przedstawiają cztery wiatry: Boreasza (z północy), Zefira (z zachodu), Notosa (z południa) i Eurosa (ze wschodu).
Kiedy Długą dojdziesz do Miodowej, warto spojrzeć na bruk skrzyżowania. Nie trzeba sokolego wzroku żeby dostrzec właz, do którego prowadzi ceglana ścieżka od ściany narożnego budynku. To właśnie tędy ewakuowała się po upadku Powstania Warszawskiego, 2 września 1944 roku ludność Starego Miasta. Łącznie ponad 5300 osób.
Zanim świątynia przy długiej stała się katedrą polową Wojska Polskiego, miała wielu gospodarzy. Pierwszy, jeszcze drewniany kościółek powstał z inicjatywy króla Władysława IV dla zakonu pijarów Nie przetrwał Potopu Szwedzkiego, a murowaną świątynię konsekrowano na początku XVIII wieku. Sto trzydzieści lat później Iwan Paskiewicz odebrał kościół pijarom i przeniósł ich do opuszczonej przez oo. Jezuitów świątyni na ul. Świętojańskiej. Wówczas przeniesiona została tam rzeźba niedźwiedzia, przed którą do dziś grupy turystów słuchają wciągającej legendy. Była ona związana z patronem kościoła na Długiej, św. Felicjanem.
A co stało się z samym kościołem? Przy pomocy dwójki architektów: Antonia Corazziego i Andrzeja Gołońskiego został przekształcony w cerkiew. Barokowy kostium przywrócono dopiero po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.
Dziś wnętrze skrywa m.in. sugestywną kaplicę Katyńską z 15 tysiącami tabliczek ofiar czystki polskiej inteligencji z Katynia, Charkowa i Miednoje oraz wizerunkiem Matki Boskiej Katyńskiej na sosnowej desce z obozowej pryczy. W podziemiach kościoła znajduje się Muzeum Ordynariatu Polowego.
Szlachta polska kształciła się bądź na zagranicznych uczelniach, bądź w szkołach przyklasztornych. Jedna z nich znajdowała się przy Długiej (dziś jest tu powojenny blok na wprost wylotu ul. Kilińskiego). Prowadzili ją Teatyni, kształcący młodą zamożną szlachtę. Wśród wykładowców dominowali przybysze z Włoch. Nauki pobierał tu m.in. Stanisław Poniatowski, Kazimierz Pułaski i Karol Maurycy Lelewela. Wszechstronne wykształcenie, zawierające m.in. zajęcia ze sztuk pięknych i teatru, zaowocowało kulturalnymi zainteresowaniami przyszłego władcy.
A jak wówczas wyglądało to miejsce? Takie smaczki znajdziesz w książce Hotel Varsovie.
Właściciel tego pałacu nie cieszył się społeczną estymą. Pochodzący z Wielkopolski Kazimierz Raczyński zasłynął z tego, że jak burza pnie się po drabinie zawodowej, ale metody, jakie stosuje, nie zawsze są uczciwe…I tak na przykład po rozbiorze Polski działał w komisji (powołanej przez trzech zaborców) liczącej długi króla Stanisława Augusta i całego państwa. Był też współautorem projektu reformy ustrojowej bazującej li tylko na rosyjskich gwarancjach.
Kiedy więc w mieście rozpoczęło się powstanie kościuszkowskie, Raczyński był jednym z tych, dla których szykowana była szubienica. Nie zawisł na niej, bo salwował się ucieczką. Kiedy po kilku latach wrócił z Prusakami i kazał odmalował pałac na różowo, pojawiły się głosy, że „pałac rumieni się ze wstydu za swojego właściciela”. Jedno trzeba mu przyznać: artystyczny gust miał niezgorszy. Na tutejszej Sali Balowej wzorowana była później sala w Pałacu Na Wodzie, a nieszczęsnego kolaboranta portretował nie kto inny, jak królewski malarz Marcello Bacciarelli.
Jeszcze w latach 20. XIX wieku pałac – od potomków Kazimierza Raczyńskiego – odkupił rząd Królestwa Polskiego. Później służył różnym instytucjom związanym z wymiarem sprawiedliwości. Stąd w tympanonie do dziś zobaczysz twarz Temidy.
Wokół bramy pałacu Raczyńskich spotkasz dwie osobliwe konstrukcje.
Do czego służyły? To gaśniki. W czasach, kiedy chodząc ulicami Warszawy drogę trzeba było oświetlać sobie pochodniami (czyli nim w mieście pojawiły się latarnie), służyły one do gaszenia pochodni przed wejściem do pałacu. Drugie miejsce, gdzie można zobaczyć gaśniki to pałac Biskupów Krakowskich na rogu Miodowej i Senatorskiej.
Zachęciłam Cię do spaceru ulicą Długą? Mam nadzieję, że tak i spotkamy się tam niebawem (muszę przyznać, że to moja ulubiona trasa w stronę Starego Miasta). A wcześniej zapraszam na mój kanał YT oraz do zapisu na cotygodniowe Niespodzianki.
Kontakt