Autor - Hanna Dzielińska
Jeśli Twoją pasją jest wspinaczka na górskie szczyty, możesz ją uskuteczniać również w Warszawie, Gdzie? Ot, choćby wchodząc na Kopiec Powstania górujący nad Czerniakowem.
To jeden z kilku kopców, jakie po II wojnie światowej powstały w Warszawie. Dzisiejszą nazwę uzyskał dopiero w 2004 roku. Na szczycie, pod wielką powstańczą kotwicą 1 sierpnia zapalany jest znicz, który płonie przez kolejnych 63 dni.
Do Kopca dojdziesz (a nawet dojedziesz autem, u stóp jest parking) ulicą Bartycką, na górę prowadzą płytkie, łatwe do pokonania schody.
Górską atmosferę bez trudu znajdziesz też w okolicach mokotowskiej Królikarni. Tu przycupnęły uliczki o wdzięcznych nazwach Zawrat i Kalatówki. Te tereny, należące dotąd do właścicieli Królikarni, rozparcelowano w okresie międzywojennym.
To nie wszystko: dla miłośników szusowania jest jeszcze Górka Szczęśliwicka. Podhalański klimat możesz też poczuć przy… wodospadach w parku Skaryszewskim albo parku Ujazdowskim. Co i raz na Instagramie (link własny) można znaleźć żartownisiów, którzy próbują nabrać publiczność, że oto dotarli w Tatry.
Więcej o alejach Ujazdowskich znajdziesz tutaj.
Aha, w sprawie zakopiańskich w duchu budowli polecam gorąco spacer na Chmielną – tu pod numerem 30 wznosi się efektowna kamienica przebudowana na początku XX wieku przez Jarosława Wojciechowskiego. Jeśli zadrzesz głowę, zobaczysz charakterystyczny góralski szczyt ze wschodzącym słońcem.
Czy można się dziwić? Druga połowa XIX wieku to czas, kiedy mieszkańcy Warszawy zafascynowali się Podhalem. Duża w tym zasługa doktora Tytusa Chałubińskiego. Ogłosił on, że tamtejszy mikroklimat doskonale wpływa na zdrowie. To przyciągnęło nie tylko chorowitych, ale i ciekawskich, którzy tłumnie ruszyli na Podhale.
A że Stanisław Witkiewicz właśnie ogłosił, ze styl zakopiański to przecież nasz rodzimy styl narodowy, na jego projektach zaczęto też wzorować wielkomiejskie kamienice czy prywatne wille położone na nizinach.
Charakterystyczne drewniane zacioski, typowe dla góralszczyzny, znajdziesz też bez trudu w twórczości Jana Szczepkowskiego, najlepiej widocznej w samym sercu Warszawy, na gmachu Banku Gospodarstwa Krajowego w Alejach Jerozolimskich. Ale to już całkiem inna historia.
A co, jeśli kręci Cię raczej wiatr we włosach i klimaty nadmorskie? Hmm, tu nie będzie już tak łatwo, ale zaraz coś znajdziemy.
To znaczy, gwoli ścisłości: zagraniczni dziennikarze, których często oprowadzam po Warszawie uważają, że urywający głowę wiatr to nasza specjalność.
Wspominają mi o tym na placu Piłsudskiego, placu Defilad czy placu Zamkowym. Powód? Wielkie puste place to coś, z czym trudno im się oswoić i zrozumieć. Tymczasem u nas, wiadomo, zwykle to wynik zniszczeń wojennych (pl. Piłsudskiego) albo decyzyjnej niemocy trwającej kilka dekad (plac Defilad).
Ja do tego dorzucę jeszcze tarasy widokowe, na których też często mocno wieje i temat wiatru mamy z głowy.
Wracając do morskich klimatów: nie ma się co czarować, krajobrazowo za dużo nie zdziałamy. Ale ale: możesz przecież wybrać się na jedną z nadwiślańskich plaż i zanurzyć stopy w równie zimnym jak nad Bałtykiem, ale przecież niezmiernie przyjemnym piasku.
Osobiście polecam Ci lewy brzeg Wisły na odcinku pomiędzy Bartycką o mostem Siekierkowskim. Mało tu ludzi, a plaże i widoki – zobacz (zdjęcie na początku rozdziału)
Jeśli wolisz klimat Mielna, na pewno spodoba Ci się na Poniatówce. Jest tam równie gwarno. I łatwo dojechać: to przecież parę minut piechotą od ronda Waszyngtona!
Więcej nad Wisłą – znajdziesz w tym artykule.
A skoro już jesteśmy w okolicach Saskiej Kępy, to mamy niepodważalny związek z nadmorskimi klimatami. Tyle, że architektoniczny. Chodząc uliczkami tej powstałej w okresie międzywojennym dzielnicy bez trudu znajdziesz elementy okrętowe: bulaje, zaoblone narożniki, relingi czy płaskie dachy tworzące jak gdyby górny pokład statku. Wielka znawczyni tematu, mieszkanka Saskiej Kępy prof. Hanna Faryna-Paszkiewicz określiła takie domy mianem „transatlantyków, które zacumowały na lądzie”. Malowniczo, prawda?
Data ich budowy – końcówka lat 20. i kolejna dekada – nie jest przypadkowa. Właśnie wtedy triumfy święciły majestatyczne transatlantyki. W następstwie Wielkiego Kryzysu ich wnętrza zaczęto modernizować, żeby na tej samej powierzchni zmieścić większą liczbę pasażerów. Stopniowo rozkładane meble zaczęły wchodzić i do mieszkań. Meblem, który wielu z nas pewnie pamięta, jest tapczan-półka (miałeś? Ja owszem!) – to dalekie echo tamtego trendu w architekturze i designie.
Oceaniczne elementy dekoracyjne znajdziesz też w innych częściach Warszawy – choćby na Starym Mokotowie (np. Kielecka róg Madalińskiego), Ochocie czy Pradze. Na tej ostatniej wystarczy rzucić okiem na Galerię Wileńską, by przenieść się do portu?.
Aha, jasne: portowy klimat znajdziesz też przecież w Porcie Czerniakowskim!
Zostali nam jeszcze miłośnicy Mazur. Jeśli – jak ja – najczęściej nucisz „Gdzie ta keja, przy niej ten jacht” – to… w samej Warszawie trudno Ci będzie zaspokoić tę tęsknotę.
Masz do dyspozycji Jeziorko Czerniakowskie albo… nazewnicze zagłębie mazurskie na Służewie. Czyli? Ulice Niegocińska, Bełdan, Śniardwy.
Możesz też wybrać się nad Zalew Zegrzyński albo Zalew Żyrardowski. Okolice obu z nich omawiałam podczas spaceru „Podmiejskie perełki”. Znajdziesz go tutaj:
Możesz też skorzystać z nowej miejskiej strony i komunikacją publiczną wybrać się… do jakiegoś zielonego zakątka Warszawy i okolic. O, tutaj: https://zielonamapa.waw.pl/
Masz już swojego faworyta? W ten weekend wybierzesz się w (warszawskie) góry, Mazury czy może nad morze??
Kontakt